W środę cena bitcoina podskoczyła i w szybkim tempie dotarła do poziomu 66 tys. USD za sztukę. Wzrost był prawdopodobnie wynikiem wysokiej popularności nowo dopuszczonego do obrotu na giełdzie nowojorskiej ETF ProShares Bitcoin Strategy (BITO). Oparty na kontraktach futures na największą pod względem kapitalizacji rynkowej kryptowalutę stał się we wtorek drugim w historii najczęściej handlowanym funduszem podczas jednej sesji.
Podatny na duże wahania cenowe bitcoin przez kilka dni oscylował w pobliżu kwietniowego rekordu 65 tys. USD za sztukę, jednak wraz otwarciem sesji w środę na amerykańskiej giełdzie jego cena wzrosła o 1 tys. USD w minutę i w szybkim tempie znalazła się powyżej dotychczasowego rekordy. Równie szybko rósł popyt na nowy ETF autorstwa firmy ProShares: łączna liczba transakcji wyniosła w środę 29 mln, a ich wartość szacowana była na łącznie 1,2 mld USD.
-To, że dziś cena bitcoina wynosi 60 tys. USD nie znaczy, że jutro będzie wynosić tyle samo czy więcej. Rynek ten pozostaje wciąż bardzo zmienny. Po wprowadzeniu kontraktów futures odnotowano ówczesny cenowy szczyt wszech czasów, a potem nastąpiła korekta. Podobnie wyglądała sytuacja przy debiucie Coinbase’a na giełdzie. Nie bez powodu w świecie kryptowalut popularne jest powiedzenie “kupuj plotki, sprzedawaj fakty” - mówi Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxii.

Więcej głów przy wodopoju
Branża zarządzania aktywami od lat starała się o pozwolenie na powstanie ETF opartego na bitcoinie, licząc na potężne napływy kapitału, idące za popularnością kryptowalut oraz ich wahań cen. Fundusz miał być alternatywą dla inwestorów, którzy nie chcą lub nie mogą lokować funduszy bezpośrednio w wirtualnej walucie.
- ETF na bazie futuresów dają inwestorom z dużym kapitałem łatwą ekspozycję na rynek kryptowalut. W przeciwieństwie do kontraktów, inwestycje w fundusze takie jak BITO nie wymagają depozytu czy użycia dźwigni. Te cechy otwierają przestrzeń dla dużego kapitału z Wall Street – dodaje Daniel Kostecki.
Pierwotnie ProShares planowało, że nowy ETF - poza kontraktami futures z giełdy CME - będzie inwestował również w kanadyjskie ETF oraz fundusze inwestycyjne posiadające bitcoina w portfelu. Celem tego zabiegu miało być dążenie do jak najbardziej bezpośredniego powiązania aktywa z rzeczywistym kursem kryptowaluty. Ostatecznie w prospekcie emisyjnym poinformowano jednak o rezygnacji z tego typu inwestycji. Powodem tej zmiany miały być sygnały od amerykańskiego nadzorcy rynku (SEC), który skłaniał się ku akceptacji funduszu inwestującego wyłącznie w kontrakty.
Uczestnicy rynku oczekują obecnie, że kolejne ETF będą przypominały pod względem części składowych prekursora. Do startu notowań w piątek 22 października szykuje się już Valkyrie Bitcoin Strategy (BTF).
W przeciwieństwie do kontraktów, inwestycje w fundusze takie jak BITO nie wymagają depozytu czy użycia dźwigni. Te cechy otwierają przestrzeń dla dużego kapitału z Wall Street
Mimo podobnej strategii obu funduszy nie będą one jednak identyczne. Konkurencja między nimi polega na możliwie jak największym ograniczeniu kosztów. Nie jest to nic nowego dla wycenianego na 6,8 bln USD rynku ETF, na którym każdy nowy fundusz próbuje rywalizować z konkurentami poprzez niższe prowizje. Aktywnie zarządzane ETF z natury są nieco droższe w obsłudze niż pasywne odpowiedniki, przez co średnia prowizja wynosi 0,71 proc. za jedną transakcję. Fundusz ProShares jest aktywnie zarządzany i jego prowizja wynosi 0,95 proc. od transakcji, co jest dość wysokim kosztem na tle rynku.
Ten fakt pragnie wykorzystać VanEck, który czeka na zatwierdzenie Bitcoin Strategy ETF, dla którego prowizja ma wynosić 0,65 proc. Oznacza to, że od każdego zainwestowanego tysiąca będzie pobierana opłata 6,50 USD.
Niezróżnicowana klientela
Zbadania grupy inwestorów zainteresowanych bitcoinowymi ETF podjęła się firma Vanda Research. Według jej danych, dostępny pod tickerem BITO fundusz ProShares przyciagnął uwagę oraz kapitał inwestorów głównie instytucjonalnych. Inwestorzy indywidualni we wtorek ulokowali w nim tylko 7,68 mln USD, preferując akcje Apple’a, Alibaby oraz walory tzw. ekologiczne.
Debiut nowego funduszu nie pozostał jednak całkowicie bez echa wśród drobnych – jak informuje jedna z najpopularniejszych aplikacji tradingowych “Fidelity”, ETF BITO był najchętniej kupowanym aktywem w dniu jego premiery. Nie zmienia to faktu, że jego popularność wśród inwestorów indywidualnych była mniejsza niż oczekiwano i jak przewiduje Vanda Research, będzie maleć w najbliższych dniach.
Cena BITO wzrosła we wtorek o prawie 5 proc., głównie dzięki kapitałowi napływającemu z funduszy hedgingowych i inwestycyjnych, którzy, jak twierdzi Ben Onatibia z Vanda Research, pragnęli zyskać na contango, czyli wyższej cenie kontraktu niż kryptowaluty na którą jest on zawarty.
Strach i zabezpieczenie
Według przewidywań Bloomberg Intelligence, instytucje nie powinny przejawiać większego zainteresowania ETF takimi jak “BITO” ze względu na ich koszty. Mimo to według danych rynkowych to właśnie inwestorzy instytucjonalni byli głównymi odbiorcami tego aktywa. Możliwe, że ujawnił się syndrom “FOMO”, czyli strach przed przegapieniem okazji. Wiele funduszy ze względu na popularność kryptowalut oraz szum medialny związany z nowymi aktywami zdecydowało się na inwestycję, mając na względzie idące za tym korzyści wizerunkowe.
Bank JP Morgan wskazuje natomiast znacznie mniej trywialny powód dużego popytu. Chodzi o strach przed inflacją, przed którą zabezpieczeniem miałby być właśnie bitcoin. W tej roli cyfrowa waluta miałaby odciążyć złoto. Mający aktywa o wartości 56 mld USD ETF SPDR Gold Shares przez cztery ostatnie miesiące zaliczał rekordowy odpływ kapitału.
- Według danych opublikowanych przez JP Morgana, rynek złota jest jednym z tych, które straciły w wyniku popularności bitcoina. Mówi się, że bitcoin może być jednym ze sposobów zabezpieczenia przed inflacją - twierdzi Daniel Kostecki.
Nie tak kolorowo
Złoto jest jednym z surowców, którego ETF są oparte na rzeczywistym towarze, a nie na kontraktach. Jest tak, ponieważ przechowywanie i sztukowanie złota jest dość proste. Zupełnie inaczej to wygląda w przypadku ropy, dlatego fundusze ETF oparte są również na kontraktach na ten surowiec. Z natury największy ruch i wolumen transakcji zazwyczaj można odnotować na rynku futures, a nie na rynku kasowym.
Przykładem funduszu surowcowego opartego na kontraktach może być United States Oil Fund LP. Jego popularność (w negatywnym tego słowa znaczeniu) wzrosła w 2020 r., kiedy to otarł się o bankructwo w wyniku nagłego spadku ceny kontraktów. Wielu obawia się, że podobna sytuacja mogłaby się przydarzyć ETF na bitcoina, który również nie ma fizycznego odpowiednika.
Kolejnym niepokojącym aspektem obecnego szaleństwa na bitcoinowe ETF jest ograniczona ilość kontraktów. Kilkanaście tego rodzaju funduszy oczekuje na zatwierdzenie prospektu przez SEC. Niektóre z nich zdążą nabyć kontrakty, jednak tak jak w przypadku ProShares, mniej będzie się liczyć oferta, a bardziej to jak dużo kontraktów będą w stanie kupić i jakiej wysokości będą prowizje. Obawy budzi sytuacja, w której zatwierdzone ETF, posiadające wsparcie inwestorów, nie będą w stanie nabyć kontraktów, ze względu na ich całkowity brak.