Każdego roku tylko w Europie barwy klubowe zmienia nawet 18 tys. zawodowych piłkarzy. O ile nie przechodzą z drużyny do drużyny po wygaśnięciu kontraktu, ich transfery wiążą się z wypłaceniem — nieraz bardzo wysokiej — klauzuli odstępnego. Zazwyczaj trafia ona w większości do poprzedniego pracodawcy zawodnika, a w mniejszej części do klubu, który go wyszkolił. Coraz częściej jednak transferowa kasa płynie prosto do kieszeni inwestorów, których portfele pełne są udziałów w młodych piłkarzach.
![O biznesmenach inwestujących w prawa do piłkarzy zrobiło się głośno w 2007 r., gdy wyszło na jaw, że powiązany z rosyjskimi oligarchami fundusz MSI kontroluje kontrakt argentyńskiego gwiazdora Carlosa Teveza, który miał przejść z West Hamu do Manchesteru United. Angielska liga zakazała wtedy inwestycji funduszy w piłkarzy, ale inne nie poszły jej śladem. [FOT. BLOOMBERG] O biznesmenach inwestujących w prawa do piłkarzy zrobiło się głośno w 2007 r., gdy wyszło na jaw, że powiązany z rosyjskimi oligarchami fundusz MSI kontroluje kontrakt argentyńskiego gwiazdora Carlosa Teveza, który miał przejść z West Hamu do Manchesteru United. Angielska liga zakazała wtedy inwestycji funduszy w piłkarzy, ale inne nie poszły jej śladem. [FOT. BLOOMBERG]](http://images.pb.pl/filtered/9f28ea62-8231-4476-9aee-bb66259d40b4/9347e256-5050-5b73-97fe-7bb4bf2d56f4_w_830.jpg)
Efekt kryzysu
Rosnąca popularność inwestycji w piłkarzy to efekt kryzysu finansowego. Małe kluby, zwłaszcza z południa Europy, w ostatnim pięcioleciu mają problemy z uzyskaniem normalnych kredytów w bankach, więc muszą szukać pieniędzy gdzie indziej. Dlatego nie odmawiają, gdy do ich drzwi pukają menedżerowie, oferujący szybką gotówkę w zamian za część praw do młodych zawodników. Szacuje się, że tylko kilka największych funduszy ma udziały w piłkarzach warte ponad 0,5 mld USD. — Inwestycje w zawodników przynoszą średnio 50 proc. zwrotu w dwa lata — powiedział agencji Bloomberg Ray Ranson, były piłkarz, dziś obracający prawami do młodych gwiazd futbolu.
Portfele inwestorów
Którzy piłkarze należą do inwestorów? Wiadomo m.in. o inwestycji brazylijskiego miliardera Delcira Sondy w młodą gwiazdę Canarinhos i Santosu, Neymara — w 2009 r. 40-procentowy pakiet udziałóww siedemnastoletnim wówczas zawodniku miał kosztować około 2,8 mln USD. Dziś Neymar jest na celowniku największych europejskich klubów, a witryna transfermarkt.de wycenia go na 50 mln EUR — oznacza to więc, że inwestycja w jego akcje przyniosła dotychczas 830 proc. (wirtualnego) zwrotu, ale agenci zawodnika wciąż podbijają stawkę i czekają na lepsze oferty.
W 2002 r. fundusz First Portuguese Group wyłożył 3,1 mln EUR za część praw do — wtedy również siedemnastoletniego — Cristiano Ronaldo i pięciu jego kolegów z młodzieżowej drużyny Sportingu Lizbona. Dziś Ronaldo jest najdroższym piłkarzem świata, a klauzula odstępnego, wpisana w jego kontakt, to 1 mld EUR.
Niemoralna inwestycja
Inwestowanie w piłkarzy wzbudza jednak spore kontrowersje.
— Takie inwestycje są niemoralne i nie mają nic wspólnego ze sportem. Tylko w przypadku piłkarzy możliwe jest kupowanie udziałów w istocie ludzkiej — mówi Theo van Seggelen, sekretarz generalny Międzynarodowej Federacji Zawodowych Piłkarzy (IFPF).
Kupowanie udziałów w piłkarzach jest zabronione w angielskiej Premiership, ale nie zakazuje go czuwająca nad światowymi rozgrywkami FIFA — przestrzega tylko przed udziałem inwestorów w negocjacjach transferowych. To jednak w dużej mierze fikcja — Bloomberg podaje, że nawet 15 proc. piłkarskich agentów ma udziały w piłkarzach, których reprezentuje podczas rozmów.