Brytyjczycy i Szwedzi mają dość dotowania krajów starej Unii. Ale solidarność z nową nie zniknie — zapewniają.
Po fiasku porozumienia w sprawie unijnego budżetu Londyn, który od 1 lipca przejmuje przewodnictwo w UE, przeszedł do ofensywy.
— Wielka Brytania ma nadzieję na zawarcie kompromisu, ale nie zrezygnuje z forsowania reform — zapewnia premier Tony Blair.
Sceptycy uważają, że Londyn ma niewielkie szanse na rozstrzygnięcie sporu budżetowego i likwidację rabatu brytyjskiego. Przecież Paryż jako największy beneficjent dotacji rolnych obstaje przy ich utrzymaniu na dotychczasowym poziomie.
— Jesteśmy gotowi uznać, że rabat jest anomalią, która powinna zniknąć, ale musi temu towarzyszyć zmiana innej anomalii — przekonuje Tony Blair.
W podobnym tonie wypowiada się Göran Persson, premier Szwecji.
— To nieuczciwe, by Szwecja nadal dotowała coraz bogatsze Irlandię i Hiszpanię. Jesteśmy jednak gotowi udzielać wsparcia nowym państwom członkowskim — oświadczył szwedzki premier.
Zmianę polityki solidarności zapowiada Charles Crawford, ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce.
— Unia potrzebuje dwóch form solidarności: między bogatymi krajami oraz bogatymi i biedniejszymi. Te pierwsze nie powinny korzystać z dotychczasowych przywilejów — twierdzi ambasador.
Londyn nie liczy jednak na szybkie i drastyczne zmiany w polityce rolnej. Sukcesem byłoby już otwarcie poważnej debaty na ten temat.
Charles Crawford wyjaśnia także, że nie może być mowy o wyrównywaniu Polsce strat z powodu braku kompromisu budżetowego, co sugerowali nasi dyplomaci. Nasz kraj bowiem nie dostał żadnych pieniędzy, które mógłby stracić.
— W Brukseli wysunięto propozycje budżetowe, które od początku były nierealistyczne. Nie sądzę, by mówienie w tym kontekście o wyrównywaniu czegokolwiek było słuszne — mówi Charles Crawford.