Dywersy fikacja niejedno ma imię

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-04-21 00:00

Wizyta premiera Marka Belki w Oslo, w asyście silnej reprezentacji biznesowej pod przewodem ministra Jacka Piechoty, odświeżyła nasze kontakty z pozaunijną Norwegią. Jest ona jednym z niewielu państw, z którymi Polska zrównoważyła saldo handlowe. W roku 2004 zanotowaliśmy nawet minimalny plus, jako że nasz eksport wyniósł 1,337 mld USD, a import — 1,327 mld USD. Dominującą pozycją w dwustronnej wymianie są statki i współdziałające z nimi urządzenia. Nic dziwnego, że obradujący wczoraj okrągły stół współpracy gospodarczej został zdominowany przez branżę morską — z polskiej strony zasiedli szefowie wszystkich stoczni oraz reprezentacja armatorów, usługodawców i uczelni.

Drugim ważnym wątkiem wizyty były mityczne już dostawy norweskiego gazu. W roku 2001 rząd Jerzego Buzka w ostatnich dniach urzędowania podpisał z rządem norweskim umowę o budowie gazociągu pod Bałtykiem. Ideą tej gigantycznej inwestycji była dywersyfikacja źródeł, a nie pośredników, dostaw strategicznego surowca do Polski. Ekipa Leszka Millera uznała podmorską rurę za abstrakcję ekonomiczną — i stopniowo się z niej wycofywała, aż w końcu sami Norwegowie dali spokój. Koncepcją najnowszą, na którą wczoraj kładł akcent premier Belka, jest zbudowanie na naszym zachodnim wybrzeżu terminalu — odpowiednika gdańskiego Naftoportu — do którego skroplony gaz docierałby drogą morską, z Norwegii i nie tylko stamtąd.

Trzeba przyznać, że to byłaby najprawdziwsza dywersyfikacja! Są tylko dwa problemy. Po pierwsze — koszty terminalu, niewiele niższe niż budowa gazociągu. Po drugie zaś — zmiany decydentów. Wczorajsze rozmowy o przyszłości prowadzili politycy schodzący najpóźniej we wrześniu ze sceny (w Norwegii również odbywają się wybory). U nas odejdzie lewica, a tam odwrotnie — premier i zarazem pastor Kjell Magne Bondevik odpocznie, a władzę ponownie obejmą socjaldemokraci z socjalistami. I nie wiadomo, czy do łask nie wróci podmorska rura…