Już w momencie przyjmowania projektu ustawy budżetowej było jasne, że dotacja do Narodowego Funduszu Zdrowia, jaką do niego wpisano, jest za mała. W projekcie mamy 26 mld zł. Tymczasem już w tym roku dziura między wpływami ze składki zdrowotnej (która jest podstawowym źródłem dochodów NFZ), a wydatkami na świadczenia zdrowotne sięga 30 mld zł.
Ministerstwo Zdrowia idzie w stronę szukania oszczędności w systemie, ale niekoniecznie takich, które poprawią jakość i dostępność świadczeń. Choćby przywrócenie limitów na niektóre badania, jak tomografia i rezonans magnetyczny, czyli ponowne limitowanie dostępu do leczenia zaćmy. W sumie takie cięcia miałyby dać ponad 10 mld zł oszczędności. Inny potencjalny kierunek zmian to nowe zasady naliczania minimalnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Dziś zależą one od średniej płacy w gospodarce (która rosła w ostatnich dwóch latach w dwucyfrowym tempie) i jest ustalane w połowie roku. A to dodatkowo generuje problem, bo pisząc plan finansowy NFZ na kolejny rok, tak naprawdę nie wiemy, ile trzeba będzie wydać na podwyżki płac.
W koalicji rządzącej opcja "oszczędzamy" wydaje się dziś wygrywać, choć na przykład poseł Janusz Cichoń, przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych, woli mówić o racjonalizacji sposobu wydawania pieniędzy w systemie.
- Musimy mieć też świadomość, że się jednak starzejemy, żyjemy dłużej, a więc wydajemy coraz więcej na leczenie, to generuje coraz większe koszty. Ale z drugiej strony odnoszę wrażenie, że mamy jednak spore możliwości racjonalizacji wydatków w ochronie zdrowia, czego przez lata, czyli w jakiejś mierze [zwiększając wydatki na zdrowie – przyp. red.] dolewamy do dziurawych naczyń – powiedział poseł w rozmowie z Tok FM
A może składka zdrowotna jest za niska?
Może jednak zamiast szukać oszczędności w zdrowiu poszukać dodatkowych pieniędzy, które zasiliłyby system. Pierwsze potencjalne źródło to wysokość samej składki. Składka (co do zasady) w Polsce wynosi 9 proc. od dochodu ubezpieczonego. Dużo? Z punktu widzenia ubezpieczonego – tak, bo to na nim spoczywa cały ciężar opłacania składki. W Niemczech składka podstawowa to 14,6 proc., zatem więcej, tylko, że solidarnie opłacają ją pracownik i pracodawca. System mieszanej składki (która łącznie jest wyższa niż w Polsce) funkcjonuje też np. w Czechach.
Ale w Polsce rząd jak ognia boi się rozmowy na temat podniesienia składki czy jakiejś jej strukturalnej zmiany. Co prawda w koalicji Lewica ma swój pomysł podatku zdrowotnego (miałyby go płacić również firmy), ale wiodącej w koalicji Platformy Obywatelskiej jakoś nie podejmują tematu. A nawet przebąkują nawet o powrocie do pomysłu obniżenia składki dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Ostatnio uwagę o powrocie do obniżki (zawetowanej przez prezydenta Andrzeja Dudę) rzucił premier Donald Tusk.
Tymczasem wpływy ze składki już od kilku lat nie pokrywają wydatków Narodowego Funduszu Zdrowia. Choć płace w gospodarce rosną (w poprzednich dwóch latach w dwucyfrowym tempie) to i tak nie wystarczy. Według planu finansowego NFZ w tym roku wpływy ze składki mają wynieść 173,2 mld zł, a koszty świadczeń opieki zdrowotnej to 202, 2 mld zł. To ostatnia wersja planu po poprawkach naniesionych pod koniec listopada.
Ryczałtowcy na JDG płacą za mało na zdrowie
Drugie potencjalne źródło to częściowe odwrócenie reformy Polskiego Ładu. Bo tak wyszło, że nadal duża część osób prowadzących działalność gospodarczą nie płaci składki zdrowotnej w zależności od uzyskiwanych dochodów. Chodzi oczywiście o ryczałtowców. Rząd PiS kasując składkę ryczałtową dla JDG jednocześnie szeroko otworzył drzwi do zamiany formy opodatkowania ze skali czy liniowego PIT na ryczałt ewidencjonowany, zwiększając limit przychodów uprawniający do korzystania z takiej formy z 250 tys. do 2 mln euro obrotu rocznie. A w ryczałcie ewidencjonowanym składka nadal jest ryczałtowa. I te zmiany doprowadziły do skokowego wzrostu popularności ryczałtu ewidencjonowanego.
Źródło numer trzy: jeśli już upieramy się przy szukaniu oszczędności, to może lepiej poszukać ich w innych szufladach poza ochroną zdrowia. W systemie podatkowo składkowym mamy kilka przywilejów dla JDG, które trudno zrozumieć. Jeden z ostatnich to kosztujące 1,5 mld zł rocznie wakacje składkowe. Polega to na tym, że przez jeden miesiąc w roku osoba na działalności gospodarczej nie musi płacić składek na ZUS – składkę finansuje budżet państwa. Owe 1,5 mld zł mogłoby trafić do NFZ w formie dotacji, ale póki co nie trafia.
Jeśli oszczędzać to w niepotrzebnych transferach
Źródło numer cztery to tzw. transfery powszechne, na przykład 800 plus. Jak wiadomo do świadczenia mają prawo wszyscy, którzy mają dzieci, a dodatek jest wypłacany na każde dziecko. Centrum Analiz Ekonomicznych CeneA policzyło, że do najbiedniejszych 20 proc. gospodarstw domowych trafia niecała jedna piąta pieniędzy z programu. Pozostałe 80 proc. otrzymuje klasa średnia i wyższa, która pewnie poradziłaby sobie bez pieniędzy publicznych.
Źródło numer pięć to opodatkowanie majątku. W Polsce to temat tabu i oczywiście jest duże prawdopodobieństwo, że wprowadzenie podatku od posiadania mieszkania zakupionego inwestycyjnie zostałoby zawetowane przez prezydenta. Ale przynajmniej rząd dalby sygnał, że szuka pieniędzy tam, gdzie rzeczywiście mogą one być. A nie kosztem jakości usług publicznych i to w tak kluczowej dziedzinie, jak ochrona zdrowia.
