Nie widać konieczności nowelizacji ustawy budżetowej na 2025 rok – taką informację przekazał w poniedziałek minister finansów Andrzej Domański. W programie „Tłit” Wirtualnej Polski minister stwierdził, że wyniki budżetu po wrześniu były dobre, a deficyt zgodny z planem.
Żeby skonfrontować deklaracje ministra z danymi musimy poczekać do połowy października. Wtedy ukaże się najnowszy raport o wykonaniu budżetu po dziewięciu miesiącach. Z wcześniej publikowanych informacji wynikało jasno, że sytuacja w państwowej kasie nie jest łatwa. Po sierpniu dwunastomiesięczna suma krocząca deficytu wyniosła ponad 294 mld zł. Limit na cały rok to 288,8 mld zł. To oznacza, że w ostatnich czterech miesiącach tego roku deficyt musi być mniejszy, niż w tym samym okresie poprzedniego roku o około 6 mld zł, żeby zmieścić się w limicie z ustawy.
MF nie chce nowelizacji budżetu…
Napięcia w tegorocznym budżecie mają dwa główne powody. Pierwszy to dochody niższe od planu o około 30 mld zł. Dotyczy to przede wszystkim wpływów z VAT. Rząd, przyjmując ustawę budżetową na ten rok, zakładał, że średnioroczna inflacja wyniesie 5 proc. Tymczasem jest ona dużo niższa - zaktualizowana prognoza MF wskazuje na 3,7 proc. Wolniejszy wzrost cen prowadzi do niższych dochodów z VAT. Samo ministerstwo szacuje ubytek w nich na 24,5 mld zł.
Drugi powód to nowe wydatki, których nie było w poprzednich budżetach. W tym roku MF ambitnie spłaca pieniędzmi z budżetu obligacje emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju w czasie pandemii COVID-19. Ponad 63 mld zł zostanie więc przeznaczone na wykup długu emitowanego poza centralnym budżetem.
Przy takich napięciach nowelizacja budżetu, by zwiększyć limit deficytu, dałaby ministerstwu większą swobodę w zarządzaniu wydatkami. Ale MF nie chce nowelizacji. Gdyby doszło do zmiany ustawy, to mielibyśmy drugi rok z rzędu, w którym ministerstwo oficjalnie by przyznało, że nie jest w stanie „dowieźć” własnych planów budżetowych. W roku 2024 ustawę budżetową zmieniono, zwiększając wtedy limit deficytu, a oficjalnym powodem była powódź na południu Polski i związane z nią koszty. Tym razem wymówki w postaci nadzwyczajnych okoliczności jednak nie można zastosować.
Wysłanie do Sejmu projektu noweli budżetowej sprowokowałoby za to dyskusję o stanie finansów publicznych. Opozycja już zarzuca rządowi, że nad nimi nie panuje i projekt zmian w budżecie byłby paliwem dla kolejnych zarzutów. Ponadto zwiększenie limitu deficytu mogłoby rozbudzić apetyty na wzrost wydatków, również ze strony polityków rządzącej koalicji.
Do tego dochodzi aspekt rynkowy.
- Nowelizacja nie przełożyłaby się pewnie na średniookresową trajektorię deficytu finansów publicznych. Ale paradoksalnie mogłaby mieć większy wpływ na rynek niż ostatnie decyzje agencji ratingowych. Bo takiego scenariusza inwestorzy na dziś nie wyceniają – mówi Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka banku PKO BP.
… i ma sposoby żeby jej uniknąć
Zapowiedź ministra, ale też oficjalne dokumenty resortu, jak uzasadnienie do projektu budżetu na rok 2026, wskazują wyraźnie, że MF ma pomysły, jak utrzymać deficyt w ryzach. Samo ministerstwo wskazuje na tzw. naturalne oszczędności, jakie co roku występują w budżecie. W ostatnich latach ich wielkość wahała się od 2 do nawet 4,9 proc. wszystkich wydatków. Tak duże ostatnio były w 2023 roku, kiedy nie wydano niemal 34 mld zł. MF sugeruje, że w tym roku uda mu się zaoszczędzić na dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, bo dobra sytuacja na rynku pracy zapewnia FUS wysokie wpływy ze składek.
Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, są przekonani, że nowelizacji budżetu nie będzie, ale ich zdaniem naturalne oszczędności mogą nie wystarczyć, by pokryć wyrwę w dochodach.
- Ale wystarczy, że Ministerstwo Finansów nie będzie przyspieszać zwrotu VAT w grudniu, co robiło w poprzednich latach, by robić sobie zakładkę na początek nowego roku. To generowało wysoki deficyt w grudniu i nadwyżki w styczniu. Tym razem tak nie musi być – mówi Marta Petka-Zagajewska.
Ostatni taki ruch MF wykonało w grudniu 2024 roku. Wtedy deficyt tylko w tym jednym miesiącu spuchł do prawie 70 miliardów złotych.
- Można też dodatkowo opóźnić zwroty VAT. Dzięki takiej operacji dochody wzrosłyby o około 10 mld zł. Oczywiście kosztem dochodów przyszłorocznych – dodaje Karol Pogorzelski, ekonomista banku Pekao.
Budżetowe triki
Ekspert mówi, że katalog instrumentów, jakie resort może wykorzystać, by utrzymać się w limicie deficytu, jest znacznie dłuższy. Na przykład gdyby było już naprawdę źle, to można część obligacji covidowych przewidzianych do wykupu zrolować długiem zaciąganym przez BGK, a nie budżet. Tak się zresztą ma dziać w kolejnych latach, co MF oficjalnie przyznało w strategii zarządzania długiem.
Inny sposób to ratunkowe przerzucenie części wydatków poza budżet, na przykład do Funduszu Przeciwdziałania Covid-19. Z pandemicznego charakteru tego instrumenty pozostała tylko nazwa, w ostatnich latach fundusz finansował też wydatki innego rodzaju, na przykład związane z zamrożeniem cen prądu.
- Ministerstwo Finansów mogłoby też spróbować zmniejszyć subwencję dla samorządów. Samorządy mają nadwyżkę, więc rząd może próbować to wykorzystać pod koniec roku, choć pewnie wymagałoby to jakichś zabiegów formalnych – mówi Karol Pogorzelski.
Inny sposób to opóźnienie części wydatków. Wiele wydatków inwestycyjnych księgowanych jest w grudniu.
- Ministerstwo może spróbować przenieść je na styczeń. Jedno jest raczej pewne: jeżeli Ministerstwo Finansów jest zdeterminowane, żeby nie robić nowelizacji budżetu, to ma narzędzia, żeby jej uniknąć. Jeśli nie chce nowelizacji, to jej nie zrobi – mówi ekonomista.