Jednym z najczęściej występujących problemów są braki materiałów. Ich przyczyną mogą być nie tylko zakłócenia produkcyjne u dostawców, lecz także nagły wzrost popytu przekraczający możliwości wytwórcze, co prowadzi do gwałtownych podwyżek cen. Dobrym przykładem jest rynek półprzewodników. W czasie pandemii, gdy zapotrzebowanie na elektronikę konsumencką, laptopy i sprzęt do pracy zdalnej gwałtownie wzrosło, producenci samochodów znaleźli się nagle w obliczu poważnych niedoborów tych kluczowych komponentów.
Fabryki samochodów w obliczu wzmożonego popytu nie mogły uzyskać wystarczającej liczby chipów, co doprowadziło do przestojów i opóźnień w dostawach pojazdów. To pokazało, jak kruche mogą być globalne łańcuchy dostaw, jeśli firmy opierają się na modelu just-in-time bez odpowiednich buforów.
Opóźnienia w transporcie i ich koszt
Blokada Kanału Sueskiego to spektakularny przykład, jak jeden incydent może wywołać efekt domina. Skutki tego zdarzenia nie ograniczyły się wyłącznie do opóźnień. Firmy musiały podejmować drogie i ryzykowne decyzje, takie jak przekierowanie statków wokół Afryki, co zwiększyło nie tylko czas podróży, ale także koszty paliwa i ubezpieczenia.
Straty finansowe, szacowane w przypadku tego incydentu na 6–10 mld USD dziennie, uwidaczniają, że transport morski, choć często najtańszy, jest też niezwykle wrażliwy na zakłócenia. Rosnące ceny frachtu morskiego, które odnotowywano na całym świecie, przełożyły się na wyższe ceny dla konsumentów, napędzając inflację. Firmy muszą więc zwiększać elastyczność swoich sieci transportowych, rozważając alternatywne szlaki i środki transportu, takie jak transport kolejowy, lotniczy czy drogowy, choć wiąże się to ze znacznie wyższymi kosztami.
Ryzyka geopolityczne i ich wpływ na biznes
Wojny, embarga i zmiany polityczne to potężne, ale często trudne do przewidzenia czynniki. Agresja Rosji na Ukrainę to kolejny przykład. Sankcje gospodarcze nałożone na Rosję i Białoruś nie tylko utrudniły, ale wręcz uniemożliwiły handel z tymi krajami. Firmy musiały szukać nowych dostawców i rynków zbytu, a także zmierzyć się z gwałtownym wzrostem cen surowców, takich jak ropa, gaz czy zboże.
Niepewność związana z polityką celną, jak w przypadku wojny handlowej między USA a Chinami, również podnosi ryzyko i zmusza firmy do relokacji produkcji lub dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia, co jest procesem kosztownym i czasochłonnym.
Dywersyfikacja vs. kumulacja zapasów: co wybrać?
Przed przedsiębiorcami stoi dylemat: postawić na dywersyfikację dostawców czy gromadzenie zapasów? Optymalne podejście nie jest zero-jedynkowe i zależy od specyfiki branży i strategii firmy.
Dywersyfikacja to strategia polegająca na budowaniu relacji z wieloma dostawcami, często z różnych regionów geograficznych. Główną zaletą jest zmniejszenie ryzyka koncentracji. Przykład Apple, które przenosi część produkcji z Chin do Indii, jest idealny. Firma zmniejsza swoją zależność od jednego kraju, który może być narażony na lokalne kryzysy (polityczne, zdrowotne czy naturalne).
Jednakże dywersyfikacja nie jest pozbawiona wad. Zwiększenie liczby dostawców oznacza wyższe koszty administracyjne i logistyczne. Trudniej jest negocjować korzystne ceny przy mniejszych wolumenach zakupów, a utrzymanie jednolitej jakości produktu może być wyzwaniem. Kontrola jakości staje się bardziej złożona, a komunikacja z wieloma partnerami wymaga większych zasobów.
Tyle wynosiła wartość światowego handlu, który każdego dnia blokady Kanału Sueskiego nie docierał do celu.
Strategia opierająca się na gromadzeniu zapasów („na czarną godzinę”) ma swoje korzyści. Firmy mogą negocjować lepsze ceny przy większych zamówieniach i mają pewność, że w razie zakłóceń będą miały materiały do produkcji.
Przykład Toyoty, która przez lata opierała się na bliskich relacjach z lokalnymi dostawcami, pokazuje, jak ten model może działać w stabilnym otoczeniu. Problem pojawił się wraz z trzęsieniem ziemi w Japonii w 2011 r. Od tamtego czasu Toyota znacznie zwiększyła elastyczność swojego łańcucha dostaw – wdrożono systemy monitorowania dostawców, aby szybciej reagować na zakłócenia, oraz zwiększono dywersyfikację dostawców komponentów.
Niestety koszty utrzymania zapasów są wysokie. Wiążą się z nimi koszty magazynowania, ubezpieczenia, a także ryzyko, że materiały stracą na wartości lub staną się przestarzałe. W sytuacji kryzysu, gdy jeden kluczowy dostawca zawiedzie, firma może stanąć w obliczu całkowitego paraliżu.
Najskuteczniejsze firmy stosują strategię hybrydową. Polega ona na budowaniu silnych relacji z jednym lub dwoma kluczowymi dostawcami, przy równoczesnym utrzymywaniu w rezerwie mniejszych, alternatywnych partnerów. Takie podejście pozwala korzystać z efektu skali (niższe ceny, priorytetowe traktowanie), a jednocześnie stanowi zabezpieczenie na wypadek kryzysu. Po trzęsieniu ziemi w 2011 r. Toyota zrezygnowała z polegania wyłącznie na jednym źródle i wprowadziła system wczesnego ostrzegania monitorujący dostawców – pokazując, że nawet giganci potrafią wyciągać wnioski z błędów.
Elastyczność operacyjna i rola technologii
Współczesne zarządzanie łańcuchem dostaw to coś więcej niż monitorowanie zapasów. To dynamiczny system, który wymaga elastyczności, szybkości reakcji i strategicznego myślenia. Kluczem do sukcesu jest wykorzystanie nowoczesnych technologii.
Sztuczna inteligencja (AI) i Big Data rewolucjonizują zarządzanie ryzykiem w firmach. Dzięki algorytmom możliwe jest analizowanie ogromnych zbiorów informacji – od danych pogodowych, przez polityczne i ekonomiczne, po transportowe – w celu przewidywania zakłóceń. Takie systemy potrafią np. wcześniej sygnalizować zbliżający się huragan, który przerwie dostawy, czy też wskazywać skutki zmian w polityce celnej wpływających na koszty importu.
Internet Rzeczy (IoT), dzięki czujnikom umieszczonym na kontenerach czy paletach, umożliwia monitorowanie przesyłek w czasie rzeczywistym. Dzięki temu firmy wiedzą, gdzie dokładnie znajduje się ich towar, a także mogą kontrolować jego stan (np. temperaturę, wilgotność), co jest kluczowe w przypadku transportu towarów wrażliwych, takich jak żywność czy leki.
Kryzys może stać się trampoliną do sukcesu
Kryzysy, choć niepożądane, często odsłaniają słabe punkty w łańcuchach dostaw, ale także dają szansę na zdobycie przewagi nad konkurencją. Przykład Zalando, które w czasie pandemii zainwestowało w logistykę, jest tego najlepszym dowodem. Rozbudowa sieci magazynów i ulepszenie procesów logistycznych pozwoliły firmie na szybszą realizację zamówień, co umocniło jej pozycję na rynku e-commerce i zwiększyło lojalność klientów, którzy cenili sobie terminowe dostawy.
Tesla, w obliczu kryzysu półprzewodnikowego, podjęła szybką, nietypową decyzję. Zamiast czekać na dostawy brakujących chipów, inżynierowie Tesli zmienili oprogramowanie samochodów, aby mogły one działać na łatwiej dostępnych zamiennikach. Ta elastyczność i innowacyjność pozwoliły firmie utrzymać produkcję, podczas gdy tradycyjni producenci samochodów zwalniali. To działanie nie tylko zminimalizowało straty, ale też wysłało sygnał do rynku, że Tesla jest firmą przyszłości, która potrafi myśleć nieszablonowo.
Wnioski są jasne: w dzisiejszym, niestabilnym świecie, zarządzanie ryzykiem w łańcuchu dostaw wymaga proaktywnego podejścia, inwestowania w technologię i dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia. Firmy, które to rozumieją, są w stanie nie tylko przetrwać kryzysy, ale także wyjść z nich silniejsze, zdobywając przewagę konkurencyjną i lojalność klientów.
