Eureko nie zgadza się z zarzutami szefa PZU

opublikowano: 2002-11-07 06:45

Zdzisław Montkiewicz, prezes PZU, wypowiada nieprawdziwe opinie na temat Eureko i jego roli w polskim towarzystwie — twierdzi Ernst Jansen, członek zarządu Eureko, odpowiedzialny za inwestycje w Polsce. Jego zdaniem, końca pata w negocjacjach z resortem skarbu nie widać i dlatego konieczna jest procedura arbitrażowa.

,,PB’’: Czy po ograniczeniu do minimum zaangażowania portugalskiego banku BCP w Eureko jest ono w stanie kupić 21 proc. akcji PZU?

Ernst Jansen: W momencie kupna akcji zostaliśmy zaakceptowani przez polski rząd jako inwestor w PZU, potem złożyliśmy też ofertę bezpośredniego kupna pakietu akcji i zawsze mieliśmy finansowe możliwości ich objęcia. Nie byliśmy wtedy uzależnieni finansowo od BCP, ponieważ największym udziałowcem Eureko jest Achmea Association. Obecnie także jesteśmy w stanie kupić akcje PZU.

,,PB’’ Jednak Zdzisław Montkiewicz, prezes PZU, twierdzi, że znaczący wpływ na wynik finansowy Eureko ma właśnie PZU.

E.J.: To nonsens. Proszę spojrzeć na nasz wynik operacyjny i równocześnie sprawdzić, ile otrzymaliśmy z inwestycji w PZU. Wydaliśmy 2 mld zł, otrzymaliśmy 40 mln zł dywidendy, a nasz wynik operacyjny to 4 mld zł rocznie. Jak można powiedzieć, że spółka jest zależna od PZU? Eureko jest cztery razy większe od PZU. Tym bardziej nie rozumiem Zdzisława Montkiewicza, który wielokrotnie deklarował, że nie wypowiada się na temat akcjonariuszy. Tymczasem stwierdził, że to Eureko powinno martwić się o swoją sytuację finansową. Zasugerował też, że kupiliśmy lub możemy kupić akcje PZU na kredyt. To jest kłamstwo. Co do pogorszenia naszej kondycji finansowej zaś, to trzeba patrzeć na to w kontekście dramatycznych wydarzeń na światowych rynkach ubezpieczeniowych. My wręcz umocniliśmy się wobec konkurencji i — przepraszam za porównanie — nasz rating jest wyższy niż Polski.

Żałuję, że tego typu dyskusja się toczy. Jesteśmy gotowi współpracować z każdym przedstawicielem Skarbu Państwa w PZU, ale do tego konieczna jest odrobina chęci po obu stronach.

„PB”: Prezes PZU twierdzi jednak, że Eureko nie wniosło dotychczas żadnego know-how do PZU. Czy Pan się z tym zgadza?

E.J.: Absolutnie nie. Szacuję, że połowa obecnego zysku PZU nie zostałaby osiągnięta bez zaangażowaniu naszych ludzi w działalność towarzystwa.

„PB”: Proszę o konkretne przykłady.

E.J.: Na przykład ubezpieczenia komunikacyjne. Wprowadzane tu z naszym udziałem projekty przynoszą rocznie poprawę wyniku PZU o mniej więcej 300 mln zł. Same zmiany w programie reasekuracyjnym i pozostawienie części biznesu we własnym portfelu przynosi rocznie 200 mln zł. To pozwala przewidywać, że przyszłe wyniki PZU będą coraz lepsze, jeżeli oczywiście strategiczne projekty nie będą wstrzymywane. Całkowicie się bowiem nie zgadzam ze stwierdzeniem, że dopiero teraz PZU buduje kompletną strategię. Od początku 2000 r. zarząd i rada nadzorcza PZU pracowały nad strategią i nowymi projektami. Co więcej, strategia istniała już na początku procesu prywatyzacji w 1999 r. Trudno sobie wyobrazić, byśmy zainwestowali wspólnie z BIG BG 3 mld zł bez strategii.

„PB”: Dlaczego zatem obecny zarząd przygotowuje nowy plan działania?

E.J.: Każdy nowy zarząd ma prawo dokonywać zmian i korekt. Ale dzisiejsze dobre wyniki spółki są rezultatem wielu lat pracy. Jeżeli nie będą podejmowane stałe kroki na rzecz ciągłego ich poprawiania, w przyszłości się pogorszą. Chcę podkreślić, że w PZU pracują fachowcy, którzy wiedzą, jak rozwijać biznes ubezpieczeniowy. Doskonale nam się z nimi współpracuje, jeżeli mamy takie możliwości.

„PB”: Czy obecnie są one ograniczone?

E.J.: I to poważnie. To jest powód, dla którego Antonio da Costa powiedział, że nie może dłużej ponosić odpowiedzialności wynikającej z pełnionych funkcji w zarządzie PZU. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy ktoś przychodzi i mówi, że trzeba znaleźć nową strategię i zacząć od nowa. Ja nie wierzę w nowe, wspaniałe rozwiązania w tak tradycyjnym biznesie, jak ubezpieczenia.

„PB”: Zdzisław Montkiewicz twierdzi, że wszystkie strategiczne projekty zostały przygotowane przez PZU i doradców zewnętrznych, a żaden przez Eureko.

E.J.: Powiem, jaka była procedura. W umowie prywatyzacyjnej uzgodniono plan rozwoju spółki. Określiliśmy obszary, w których będziemy działać. Potem utworzyliśmy wewnątrz PZU zespoły, wspierane przez doradców zewnętrznych i ekspertów ze spółek Eureko. Daliśmy też pracownikom PZU możliwość poznania i zbadania naszych rozwiązań.

„PB”: Prezes Montkiewicz stwierdził też, że nie rozumie argumentów towarzyszących odejściu Antonia da Costy. Jego zdaniem, nie protestował on wcześniej przeciwko decyzjom nowego zarządu. Czy to prawda?

E.J.: Nie. Było wiele decyzji, którym przeciwstawiał się na posiedzeniach zarządu. Gdy po tzw. przeglądzie projektów zostały one spowolnione lub wstrzymane, dyskutowaliśmy o tym nie tylko na zarządzie, ale też na posiedzeniach rady nadzorczej. Osobiście rozmawiałem o tym z prezesem Montkiewiczem. Nie może więc mówić, że nie był świadom naszego zaniepokojenia.

„PB”: O co zatem chodzi? Skąd to wzajemne przekonywanie, że czarne jest białe?

E.J.: Też nie rozumiem. To prawdopodobnie kwestia odmiennego podejścia. Uważam, że nie można prowadzić spółki opierając się tylko ściśle na regulacjach. Trzeba wiedzieć, jakie są strategiczne cele firmy i jak realizować konkretne projekty rozwojowe, a nie wyłącznie sprawować kontrolę.

„PB”: Czy prezes PZU ogranicza się właśnie do sprawowania kontroli?

E.J.: Nie do mnie należy precyzowanie tego. Będąc na jego miejscu skoncentrowałbym wysiłki na realizowaniu innych celów.

„PB”: Czy rozmawiał Pan o tym z ministrem Kaczmarkiem?

E.J.: Informowałem go o naszym zaniepokojeniu sytuacją.

„PB”: Z jakim skutkiem?

E.J.: Minister jest świadom naszego zaniepokojenia. Mam nadzieję, że to pomoże naprawić sytuację, bo jest ona niekorzystna dla obu akcjonariuszy. W gestii ministra leży jednak mianowanie trzech członków zarządu, w tym prezesa, i nic nie możemy zrobić.

„PB”: Eureko nie wycofało jednak Piotra Kowalczewskiego, drugiego swojego przedstawiciela, z zarządu PZU.

E.J.: Rzadko zdarza się, że prezes spółki pozwala sobie na publiczne komentarze dotyczące strategicznego inwestora. Nie chcemy jednak paraliżować firmy.

„PB”: A czy ktoś zajmie miejsce Antonia da Costy?

E.J.: To zależy od rozmów z ministrem.

Więcej w czwartkowym Pulsie Biznesu!

Zapraszamy do lektury!