Wieki nie takie znowu ciemne. Top 5 książek o średniowieczu

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2025-12-12 17:07

Średniowiecze było brutalne, brudne i zacofane? Bzdura. Przeczytaj książki, które nie powielają mitów, lecz przywracają tej epoce należny jej blask.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jakie fakty obalają stereotyp średniowiecza jako epoki ciemnoty i zacofania?
  • kto potrzebował legendy mrocznego średniowiecza, by samemu zabłysnąć,
  • czy średniowieczne kobiety były tylko potulnymi księżniczkami, czy miały realną władzę
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Chyba żadna epoka nie ma tak złej prasy jak średniowiecze. Samo to słowo bywa dziś obelgą – skrótem myślowym oznaczającym zacofanie, ciemnotę i brutalność. To wygodny stereotyp, od wieków powielany przez tych, którzy potrzebują mrocznej przeszłości, by na jej tle tym jaśniej wyeksponować własną nowoczesność.

Prawda o wiekach średnich jest inna – dokładnie taka, jaka wyłania się z rzetelnych książek historycznych.

Matthew Gabriele David M. Perry, „Wieki światłe”

Książka „Wieki światłe” odważnie i z elegancją rozprawia się z mitem średniowiecza jako mrocznej, barbarzyńskiej i intelektualnie uśpionej epoki. Matthew Gabriele, profesor mediewistyki, oraz David M. Perry, dziennikarz naukowy, prowadzą czytelnika przez niemal tysiąc lat historii: od V do XV stulecia, od Europy Zachodniej przez Bizancjum po Afrykę Północną, świat islamu i wielokulturową Iberię. Pokazują milenium intensywnej wymiany idei, migracji, spotkań kultur, twórczości i cywilizacyjnych przełomów. Ich obraz epoki jest złożony, dynamiczny, wielobarwny. Daleki od szkolnego stereotypu zacofania. Brutalność i przemoc? Były. Lecz obok nich – i często ponad nimi – kwitły sztuka, nauka i edukacja dostępniejsza, niż chcielibyśmy dziś przyznać. Po tej lekturze na zawsze zapamiętasz obraz uniwersytetów wyrastających w cieniu gotyckich katedr i rękopisów, które – lżejsze od zbroi i szybsze od konnicy – przemierzały kontynenty, niosąc światło wiedzy tam, gdzie armie zostawiały tylko popiół.

To publikacja napisana z myślą o szerokim odbiorcy – klarowna, przystępna i bogata w przykłady, które mają odczarować utrwalone wyobrażenia. Autorzy nie tworzą suchej monografii – budują żywą opowieść, która pozwala spojrzeć na średniowiecze z zupełnie nowej perspektywy.

Régine Pernoud, „Blask średniowiecza”

Régine Pernoud, która pełniła funkcję kustosza Archiwum Narodowego w Paryżu, formułuje śmiałą hipotezę: nowoczesność musiała uczynić ze średniowiecza symbol zacofania, by sama mogła się jawić jako symbol postępu. Pasja autorki do tej epoki zrodziła się dopiero kilkanaście lat po ukończeniu studiów w École des Chartes. Wcześniej, jak wielu humanistów, widziała w tym okresie głównie obskurantyzm. Zmiana nastąpiła po trzech latach zgłębiania bibliotekoznawstwa i archiwistyki – wtedy odkryła, że tzw. wieki ciemne w istocie promieniowały światłem, którego dotychczas nie dostrzegała.

Zamiast stereotypu Pernoud proponuje fakty: dynamiczny rozwój miast, rzemiosła i handlu, narodziny uniwersytetów oraz kultury intelektualnej, a także wysoki poziom organizacji prawa, administracji i życia społecznego. Do tego dochodzą sztuka i architektura – zwłaszcza gotyk, do dziś pozostający niedoścignionym wzorem – oraz aktywna rola kobiet w sferze ekonomicznej, społecznej i religijnej. „Blask średniowiecza” nie jest wyłącznie opowieścią o jednej epoce. To książka o trwałym mechanizmie lekceważenia przeszłości – o odruchu pogardy, który cyklicznie powraca, dziś widoczny choćby w protekcjonalnym stosunku elit do ciemnego ludu, prowincji i tradycji.

Jacques Heers, „Średniowieczewielkie oszustwo!”

Francuski mediewista nie bawi się w półtony. Oskarżycielskim palcem wskazuje tych, którzy przez stulecia tworzyli czarną legendę średniowiecza – od oświeceniowych polemistów pokroju Voltaire’a po ideologów marksizmu. Nie polemizuje z nimi, używając haseł. Po prostu rozbraja ich narracje fakt po fakcie, z archiwaliami w ręku.

Jacques Heers chwyta czytelnika za kołnierz i ciągnie przez prawdziwe wieki średnie: przez targi w Szampanii, gdzie kupcy liczyli zyski szybciej, niż dzisiejsi traderzy zerkną na wykresy, przez wsie, których mieszkańcy nie byli bezwolną masą, lecz twardymi negocjatorami swoich praw, przez miasta, w których słynne „miejskie powietrze czyni wolnym” okazywało się bajką dla naiwnych – bo po roku i jednym dniu uciekinier rzadko stawał się wolnym obywatelem przy dźwięku fanfar, a najczęściej czeladnikiem na łasce cechu i jego surowych reguł.

„Średniowiecze… wielkie oszustwo!” pokazuje epokę dynamicznej gospodarki, gęstych sieci zależności, sporów i kompromisów, świata znacznie bardziej racjonalnego i nowoczesnego, niż gotowi byli przyznać jego późniejsi krytycy. Bez idealizacji, ale i bez pogardy. Po tej lekturze słowa „ciemne wieki” już nie przejdą nikomu przez gardło bez ironicznego uśmiechu.

Janina Ramirez, „Femina”

Zapomnij o potulnych księżniczkach zamkniętych w wieżach i milczących mniszkach skrytych w klasztorach. Średniowiecze miało pazur – i to kobiety trzymały go mocno w dłoni. Janina Ramirez, oksfordzka historyczka z nerwem detektywa, otwiera nam drzwi do świata, w którym patriarchat wcale nie był tak mocny, jak się dzisiaj wydaje. Dzięki jej książce poznasz królową Mercji, która już w VIII w. wybijała monetę z własnym wizerunkiem – na siedem stuleci przed Elżbietą I. Zobaczysz też, jak Jadwiga Andegaweńska sprawowała władzę nad połową Europy: z taką pewnością siebie i politycznym instynktem, że niejeden współczesny lider mógłby brać u niej lekcje przywództwa. I trudno nie zadać pytania: dlaczego te postacie ciągle pozostają na marginesie zbiorowej pamięci, a feministki nawet nie próbują tego zmienić?

Wielu ludzi dąży do równości płci. Chcąc ich zainspirować, autorka „Feminy” sięga w głąb historii i wydobywa sprawcze, silne kobiety z epoki, którą zwykliśmy postrzegać wyłącznie jako czas kobiecego ucisku. To zaproszenie do przeformułowania nie tylko naszej wizji przeszłości, ale i tego, jak myślimy o przyszłości.

Umberto Eco, „Imię róży”

Na koniec „Imię róży” Umberta Eco. Kryminał osadzony w realiach średniowiecznego klasztoru. Mnich William z Baskerville i jego uczeń Adso próbują rozwiązać zagadkę serii tajemniczych zgonów, do których dochodzi w opactwie na północy Włoch. Pod warstwą detektywistycznej intrygi kryje się jednak coś więcej: spór o władzę, konflikt między wiarą a rozumem, śmiechem i wolnym myśleniem. To książka o tym, że idee bywają groźniejsze niż zbrodnie – i że kontrola nad wiedzą staje się narzędziem panowania.

Eco nasycił swoją powieść tak wieloma autentycznymi detalami XIV w., że „Imię róży” staje się prawdziwą, immersyjną podróżą w czasie. Dzięki lekturze nie tylko poznajemy średniowiecze, lecz naprawdę je przeżywamy – wszystkimi zmysłami i emocjami bohaterów. Czujemy chłód i wilgoć kamiennych murów, widzimy wąskie smugi światła wpadające przez romańskie witraże, słyszymy łacinę wymieszaną z dialektami, a nade wszystko zaczynamy rozumieć, dlaczego ludzie tamtej epoki myśleli i czuli właśnie tak, a nie inaczej. Byli gorliwymi poszukiwaczami miłości, prawdy i sensu. Upadali i wznosili się na wyżyny człowiecze. To oznacza, że mimo pozornej obcości są nam zaskakująco bliscy.