Fed nie zamieni bessy na hossę

Kamil Zatoński
opublikowano: 2008-09-17 00:00

Od roku Fed wielokrotnie interweniował na rynkach. Bessie nie zapobiegł, ale krótkoterminowo chronił rynki przed załamaniem.

Przez warszawski parkiet przetacza się kolejny huragan. Wśród inwestorów dominuje strach. Co radzą inwestorom przedstawiciele TFI?

Tomasz Korab

dyrektor departamentu zarządzania Opera TFI

Przy spadkach po kilkadziesiąt procent trzeba wielu miesięcy, by odrobić straty. To nie jest jednak początek bessy, jesteśmy zdecydowanie bliżej końca. Dziś najlepiej zachować spokój. Każdy gracz inwestuje w innym momencie. Kupując teraz, jesteśmy narażeni na bardzo duże ryzyko. Z jednej strony nie wiadomo, czy bank Lehman Brothers jest ostatnim bankrutem tej bessy. Z drugiej strony rynki nie reagują na poprawę sytuacji. Znacznie zmniejszyła się presja inflacyjna. Cena baryłki ropy naftowej spadła w ostatnich miesiącach o 50 USD. Ci, którzy kupią teraz, mogą bardzo dużo zyskać, ale także stracić. Ryzyko jest porównywalne do czarnego poniedziałku z 1987 r. Gracze, którzy zaryzykowali i kupili, parę sesji później dużo zarobili. Jednak z drugiej strony inwestowanie na silnych spadkach, gdy rynek przebija kolejne opory, czyli łapanie spadającego noża, może skończyć się boleśnie.

Mariusz Staniszewski

prezes Noble Funds TFI

Tam, gdzie leje się krew, powinno się myśleć o kupowaniu. Na zdrowy rozsądek — dla kogoś, kto inwestuje, teraz jest dobry moment do akumulacji. Inwestorzy, którzy już są na rynku, mogą przesuwać kapitał z funduszy defensywnych do bardziej agresywnych. Groźba dalszych głębokich spadków jest niewielka. Z drugiej strony — choć akcje są mocno przecenione, należy pamiętać, że mogą być jeszcze tańsze.

Marek Mikuć

wiceprezes Allianz TFI

Trudno coś poradzić. Może się zdarzyć wszystko.

Sama obniżka stóp procentowych cudu nie uczyni. To tylko jedno z narzędzi w obronie rynków akcji

Od roku Fed wielokrotnie interweniował na rynkach. Bessie nie zapobiegł, ale krótkoterminowo chronił rynki przed załamaniem.

Jeszcze tydzień temu nikt nie obstawiał, że Rezerwa Federalna (Fed) może jeszcze raz obniżyć stopy procentowe za oceanem. Spekulowano nawet o tym, że na początku przyszłego roku cena pieniądza może pójść w górę. Wczoraj tuż przed otwarciem sesji na Wall Street kontrakty pokazywały stuprocentową pewność, że stopy spadną z 2,0 do 1,75 proc. Narastały spekulacje, że ruch może być bardziej zdecydowany.

— Członkowie Rezerwy Federalnej (Fed) stanęli pod ścianą. Mieli świadomość, co będzie, jeśli nie wyjdą naprzeciw oczekiwaniom inwestorów — mówi Tomasz Nowak, makler Millennium DM.

Tylko nadzieje

Najnowsza historia reakcji na decyzje amerykańskich władz monetarnych daje jakieś nadzieję posiadaczom akcji. Zwykle oznaczała ona krótkoterminowe odbicie, które miało raczej psychologiczne niż racjonalne podstawy. Wzrosty trwały czasem jedną-dwie sesje, czasem impuls pozwalał na wydłużenie dobrej passy nawet do trzech tygodni. W każdym wypadku w dłuższym terminie okazywało się jednak, że była to co najwyżej dobra okazja do pożegnania się z akcjami. Problem bowiem w tym, że mimo kolejnych działań Fed (chodzi nie tylko o obniżki stóp procentowych, ale też oddanie do dyspozycji banków komercyjnych miliardów dolarów, by utrzymać płynność) sytuacja sektora finansowego wcale się nie poprawia.

Co kilka miesięcy okazuje się, że któraś z instytucji ma trupy w szafie. To nie pozwala giełdowym inwestorom rozwinąć skrzydeł, bo nadzieja na zbawienne skutki decyzji amerykańskiego banku centralnego szybko zastę- powana jest pesymistyczną interpretacją, zgodnie z którą radykalne działania władz monetarnych stanowią tyl-ko potwierdzenie skali kryzysu.

Kryzys zaufania

Powagę sytuacji i erozję zaufania między instytucjami finansowymi dodatkowo potwierdza także gwałtowny skok dolarowej stawki LIBOR dla tzw. pożyczek overnight. Po upadku Lehman Brothers oprocentowanie tego typu transakcji wzrosło z 3,1 do prawie 6,5 proc. To oznacza, że instytucje finansowe boją się pożyczać sobie pieniądze, bo nie wiadomo, kto jeszcze, oprócz Lehman Brothers, może zostać ofiarą kryzysu na rynku finansowym. Rosną też obawy o kondycję kolejnych firm — AIG i Goldman Sachs. Na szczęście ta ostatnia instytucja pokazała wczoraj nieco lepsze od spodziewanych wyniki finansowe z III kwartału.

— To niewiele zmienia w obrazie rynku, bo nikt tak naprawdę nie wie, czy za parę miesięcy nie okaże się, że Goldman stoi jednak na krawędzi bankructwa — mówi analityk jednego z domów maklerskich.

Śmieci pod dywanem

Specjalista przypomina, że niemal dokładnie rok temu Lehman Brothers opublikował wyniki, które przyjęto z nadzieją, a kurs akcji mocno rósł. Dziś papiery firmy z ponad 150-letnią tradycją praktycznie pozbawione są wartości.

— Śmieci, które przez długi czas zamiatano pod dywan, teraz wyszły na światło dzienne. Inwestorom przyjdzie za to zapłacić. Indeksy amerykańskich giełd przez ostatnie miesiące nie spadły tak znacząco, jak wskaźniki innych rynków, w tym GPW. Potencjał do spadków wciąż jest więc spory. Niestety, my cierpimy na tym podwójnie — dodaje Tomasz Nowak.

Jego zdaniem, kluczowa dla inwestorów będzie nie tyle decyzja Fedu, ile towarzyszący jej komentarz, w którym powinno się pojawić odniesienie do sytuacji sektora finansowego. Wygląda na to, że amerykański bank centralny pozwolił, by branża oczyściła się z tych podmiotów, których nie sposób już uratować. Jeszcze pół roku temu udzielano pomocy przy transakcji kupna Bear Sterns przez JP Morgan. W sprawie Lehman Brothers Fed był już dużo bardziej wstrzemięźliwy.

Kamil Zatoński