Prawdziwą przyczyną kryzysu wywołanego na bogatym Zachodzie jest zmiana geografii finansowej świata. Na koniec 2007 r. nadwyżki handlowe Chin i Rosji wynosiły po bilion dolarów, ogromne były również w Indiach i krajach arabskich. Nastąpił również fizyczny transfer kapitału z gospodarek rozwiniętych do krajów, które zyskiwały na zwyżkach cen surowców oraz rosnącym eksporcie towarów i usług.
Stany Zjednoczone, które są największym globalnym konsumentem, nagle dostały zadyszki. Okazało się, że gdy rosną ceny, to Zachód nie ma aż tak rozwiniętej technologii ani know-how, by swoimi usługami czy produktami zrównoważyć ogromny import. Czyli nieuchronnie muszą zbiednieć. Ten proces już trwa i niestety — pośrednio wpływa negatywnie także na Polskę. Z kolei siłą Chin i Indii nie jest zamożność obywateli, lecz ich liczba. Już niewielki wzrost konsumpcji na jednego mieszkańca będzie powodował gwałtowny wzrost popytu na surowce, a co za tym idzie, wzrost ich cen.
Podsumowując — na światowych rynkach doszło do jakościowej zmiany w sferze produkcyjnej, usługowej i finansowej. Rośnie Azja, ale szybciej jako potęga produkcyjna, a wolniej jako ogromny rynek zbytu. W przyszłości wiele zależeć będzie od tego, czy gospodarki rozwinięte, takie jak Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielka Brytania, a nawet Polska, będą w stanie konkurować z masową i tanią produkcją z Azji.
Adam Pieniacki