W systemie bankowym euro funkcjonuje równolegle z walutami krajowymi już od 3 lat. Pozostawienie na rynku tylko jednego środka płatniczego, zdaniem dealerów walutowych, jedynie uprości im pracę.
W rozliczeniach międzybankowych oraz kontraktach międzynarodowych zawieranych przez podmioty gospodarcze euro jest dominującym środkiem płatniczym już od 1999 roku. Wówczas został wprowadzony sztywny kurs wymiany dwunastu walut narodowych, który jest podstawą do kwotowania poszczególnych transakcji. Wraz z ustaleniem sztywnych parytetów wymiany skończyły się także spekulacje na rynku walutowym, nowy pieniądz całkowicie zastąpił waluty krajowe.
— Rewolucja na rynku walutowym nastąpiła już w 1999 roku, teraz wprowadzenie euro niczego nie zmieni. Spekulacje na walutach skończyły się, gdy z rozliczeń międzybankowych zniknęły walory poszczególnych krajów — mówi Jacek Jurczyński, dyrektor departamentu strategii i analiz WGI.
Jedynym odczuwalnym efektem wprowadzenia do gotówkowego obrotu euro będzie fakt, że przestanie istnieć jedynie w rozliczeniach. Od 1 stycznia 2002 r. wirtualny dotychczas pieniądz ma wymiar materialny, każdy będzie mógł nim płacić w świecie rzeczywistym.
Problem będą miały szczególnie osoby fizyczne w krajach, w których wycofywany pieniądz miał duży nominał. Społeczeństwo może poczuć się biedniejsze w sytuacji, gdy w portfelu zamiast np. dziesięciu tysięcy lirów włoskich znajdzie się około pięciu euro. Można odnieść wrażenie, że krajowe waluty uległy denominacji, ponieważ jedynie funt irlandzki ma wyższy kurs od nowego pieniądza.
— Wprowadzenie do powszechnego obrotu euro będzie miało głównie efekt psychologiczny. Ludzie będą mieli wreszcie w rękach nowy pieniądz, ale jednocześnie mogą poczuć się ubożsi niż dotą? — tłumaczy Jacek Jurczyński.