Amerykański FXCM poinformował, że po czwartkowym zamieszaniu z frankiem szwajcarskim klienci są mu winni 225 mln USD. Przeceniło to jego akcje o około 90 proc. Nowozelandzki Global Brokers NZ i brytyjskie Alpari w związku ze stratami na franku zakończyły działalność. Polscy brokerzy uspokajają.
— Wiadomo, że ci, którzy mieli otwarte pozycje na parach z frankiem, tracili, ale nie jest to duża grupa. X-Trade Brokers Dom Maklerski [XTB — red.] jest w pełni stabilny i wypłacalny, a pieniądze klientów są bezpieczne — mówi Cezary Andrzejczyk z XTB.
— Niektórzy brokerzy ponieśli znaczące straty, ale dla innych
nie było to tak odczuwalne. Nie jest to komfortowa sytuacja dla całej branży i pomimo że doniesienia od innych są niepokojące, to TMS jest bezpieczny. Czwartkowe wydarzenia nie miały wpływu na naszą kondycję finansową, która pozostaje stabilna, gwarantując bezpieczeństwo pieniądzom klientów współpracujących z naszym domem maklerskim. Sytuacja rynkowa nie ma również wpływu na działalność operacyjną TMS, a nasz współczynnik wypłacalności jest trzykrotnie wyższy niż wymagany przez Komisję Nadzoru Finansowego i wynosi 28 proc. — komentuje Marek Wołos, członek zarządu TMS Brokers.
Dobre poczucie polskich brokerów to pochodna niewielkiego zainteresowania frankiem przez Polaków grających na foreksie. Para CHF/PLN była dotychczas najmniej popularną z trzech par złotowych. A łącznie stanowią one niespełna 10 proc. obrotów
Polaków na foreksie. Ze względu na powiązanie kursu franka i euro handel parą EUR/CHF praktycznie nie istniał.
— EUR/CHF na wykresach było dotychczas w zasadzie linią prostą. Nic się nie działo, nie powstawały formacje techniczne, więc nie było potencjału do handlu — tłumaczy Marek Wołos, członek zarządu TMS Brokers.
W czwartek zmienność eksplodowała, ale niewiele to zmieniło.
— Klienci mogą być wystraszeni taką zmiennością i tym, że skoki są tak wysokie. Jeżeli dzieje się coś raz na wiele lat, to zmienność nie zachęca do handlu. Zwłaszcza że przyszłość jest niepewna — tłumaczy Marek Wołos. W krytycznym momencie była tak niepewna, że handel po prostu nie był możliwy. I to niezależnie od tego, czy broker działa w modelu market makera czy ECN. — Nie było płynności na rynku międzybankowym. Wszyscy najwięksigracze, jak UBS, Barclays czy Deutsche Bank, wycofali się z rynku — mówi Maksymilian Skolik, dyrektor departamentu rynków nieregulowanych w DM mBanku.
Przerwa trwała 30-40 minut. Ale późniejszą sytuację również trudno uznać za normalną. Spready na parze CHF/PLN przekraczały 400 pipsów nawet w domach maklerskich działających w modelu ECN. Gdyby jednak doszło do upadłości brokera foreksowego, korzystanie z usług licencjonowanego gwarantuje, że odzyska się pieniądze zdeponowane na rachunku, a w przypadku obracania dużym kapitałem — przynajmniej ich część. Inwestor grający na rynku forex w domu maklerskim z licencją KNF może liczyć na zwrot 3 tys. EUR i 90 proc. z przedziału 3-22 tys. EUR. Wypłatą zajmie się Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych (KDPW). Broker musi być jednak nie tylko licencjonowany, ale jego umowa z klientem musi obejmować pośrednictwo w składaniu zleceń. Wielkość należności dla każdego z klientów ustala syndyk, KDPW jest tylko technicznym realizatorem wypłat. System obejmuje zwrot niezainwestowanej gotówki, wartość kontraktów CFD, ale nie dotyczy otwartych pozycji walutowych. Podobne systemy obejmują brokerów działających z licencją wydaną w innych krajach Unii Europejskiej.
— Kwoty gwarantowane są bardzo podobne. W naszym przypadku jest to 20 tys. EUR. Tylko na wyspach brytyjskich jest nieco inaczej. Tam gwarantowane jest 50 tys. GBP — informuje Andrzej Tomczyk, dyrektor zarządzający w polskim oddziale Admiral Markets, działającego z estońską licencją.