Ostrzeżenia rosyjskiego Gazpromu, dementi ukraińskiego Naftohazu i uspokajające słowa polskiego Gaz-Systemu — w takim stylu gazową zimę zaczyna Europa Środkowa i Wschodnia. Wczoraj o poranku Gazprom postawił region na nogi, ogłaszając wstrzymanie dostaw gazu na Ukrainę z powodu braku płatności ze strony Kijowa.

— Odmowa zakupu rosyjskiego gazu przez Ukrainę stwarza zagrożenie dla tranzytu do Europy i zaopatrzenia ukraińskich odbiorców — oświadczył Aleksiej Miller, szef rosyjskiego Gazpromu. Takie oświadczenie budzi emocje, bo rosyjski gaz płynie do Polski, a dalej na Zachód, dwoma gazociągami, z których jeden biegnie przez Ukrainę (która jest w konflikcie z Rosją), a drugi przez Białoruś. Problemy na nitce ukraińskiej oznaczałyby większe ryzyko zakłóceń w dostawach. Emocje studziła jednak Ukraina — Naftohaz oświadczył, że to on zrezygnował z rosyjskiego surowca, bo woli kupować na rynku europejskim. Trudno mu się dziwić, bo warunki europejskich dostawców są lepsze niż rosyjskich. Od zeszłego roku Gazprom domaga się od ukraińskiego kontrahenta przedpłat za dostawy, anulował też wcześniejsze rabaty. Zagrożenia dla tranzytu zatem nie ma — przekonywał wczoraj Naftohaz.
W podobnym tonie wypowiadały się polskie firmy gazowe. Gaz-System, odpowiedzialny za przesył gazu i monitoring punktów transgranicznych, zapewniał, że „dostawy są realizowane zgodnie z zamówieniami”. Podobne deklaracje płynęły ze strony PGNiG, dominującego gracza na polskim rynku.
— Pamiętajmy, że Polska może się zaopatrywać w gaz z innych kierunków — podkreślała Małgorzata Polkowska, rzeczniczka Gaz-Systemu.
Importować możemy z Niemiec i z Czech, na dodatek mogłoby to być cenowo korzystne. Już zeszłej zimy PGNiG sprowadzało z tych kierunków więcej gazu, niż pierwotnie zamierzał, bo Gazprom ograniczył dostawy (zatłaczał własne magazyny). Na tej nieprzewidzianej sytuacji PGNiG zarobiło, bo gaz z Zachodu był tańszy niż rosyjski. W tym roku relacje cenowe są podobne. Nie możemy natomiast liczyć na razie na dostawy gazy LNG, bo uruchomienie terminalu w Świnoujściu zaplanowano dopiero na maj 2016 r. Na próbach odejścia Ukrainy od wykorzystania rosyjskiego gazu skorzystać mogą lokalni producenci tego surowca, w tym Serinus Energy, kontrolowany przez Kulczyk Investments. Prezes Serinusa przestrzega jednak przed przesadnym optymizmem.
— Ukraińskie zapotrzebowanie na gaz i tak się zmniejszyło w porównaniu z zeszłym rokiem. Po pierwsze — państwo ukraińskie nie zajmuje się już kwestią zaopatrzenia donbaskiego przemysłu, a po drugie — na Ukrainie jest recesja — tłumaczy Jakub Korczak, wiceprezes Serinusa.