Gen empatii może być zaraźliwy

Ewa Bednarz
opublikowano: 2022-04-22 13:15

Katarzyna Skopiec była jedną z pierwszych w Polsce specjalistek od marketingu i PR. Przez wiele lat pracowała w międzynarodowych i polskich korporacjach. Porzuciła jednak wyuczony zawód, by pomagać uchodźcom. Robi to już 15 lat, włączając w to całą rodzinę. A wszystko zaczęło się od adopcji tybetańskiej dziewczynki.

Założycielka Fundacji Humanosh jest absolwentką filologii orientalnej i studiów podyplomowych w SGH. Wszystko wskazywało na to, że zwiąże życie zawodowe z jedną z zagranicznych firm, które w latach 90. zaczęły wchodzić na polski rynek.

– Studia podyplomowe z marketingu i PR były nowością. Specjalistów brakowało, a ja dodatkowo znałam angielski i rosyjski, więc byłam pożądanym pracownikiem – śmieje się Katarzyna Skopiec.

Wybrała Coca-Colę. Potem pracowała w Société Générale i kilku innych instytucjach finansowych na menedżerskich stanowiskach. W końcu została dyrektorem marketingu w PZU, a więc w polskiej spółce. Ale na tym przygoda z korporacjami zaczęła się powoli kończyć.

– Pisanie ulotek o ubezpieczeniach grupowych było bardzo nieseksowne. Czułam się zmęczona ubezpieczeniami i finansami, chciałam coś zmienić w swoim życiu, przeszłam więc do Łazienek Królewskich – wspomina.

To jednak nie była największa zmiana w życiu Katarzyny Skopiec. W międzyczasie na drodze jej rodziny stanęła nastoletnia Tybetanka, dla której szukano domu.

– Ludzie chętnie adoptują dzieci małe, które będą dojrzewały razem z nimi. Sonam nie była mała, postanowiliśmy z mężem udzielić jej schronienia. W podobnym wieku była nasza córka Zuzia, więc dziewczyny zostały siostrami – opowiada Katarzyna Skopiec.

Nieplanowana adopcja

Pokolenia:
Pokolenia:
Katarzyna Skopiec pokazuje zdjęcie swoich dziadków. 24 stycznia 1967 r. Yad Vashem uznał Izydora i Jarosławę Wołosiańskich za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Od lewej: Piotr Skopiec, Anna Piłko i jej córka Katarzyna Skopiec. Stoją: Sonam Skopiec i Franciszek Obuchowicz. Wszyscy angażują się w działalność Fundacji Humanosh.
archiwum prywatne

Sonam, adoptowana przez Katarzynę i Piotra Skopców, mówiła trochę po polsku, ale trudno było jej się odnaleźć kulturowo. Miała też rodzinę w Tybecie. Katarzyna i Piotr Skopcowie postanowili więc pojechać do Tybetu.

– Poznaliśmy mamę i Kandżu, młodszą siostrę Sonam. Kiedy mama zmarła, postanowiliśmy sprowadzić Kandżu do Polski, żeby dziewczynki były razem – mówi Katarzyna Skopiec.

Okazało się to nie takie proste.

– Przechodziliśmy przez wszystkie procedury i zastanawialiśmy się, jak uchodźcy sobie z nimi radzą. Formularze były po polsku, a w urzędach nie tylko nie było tłumaczy, ale nawet osób rosyjskojęzycznych, a już wtedy przyjeżdżało do Polski dużo osób zza wschodniej granicy. Siedzieliśmy więc z mężem w urzędzie i wspieraliśmy wszystkich – opowiada Katarzyna Skopiec.

Pomagać zaczęli razem, choć to Katarzyna założyła w 2020 r. Fundację Humanosh.

– Mąż ma rodzinę, która przyjechała ze Wschodu. Śmieję się, że ma wschodnią duszę. Jego mama urodziła się na terenie Ukrainy, a tata jest Poleszukiem urodzonym w Drohiczynie Poleskim. Zawsze była u nas rodzina z Ukrainy i Białorusi. Mężowi zdarzało się nawet spać na balkonie, bo w naszym niewielkim mieszkaniu czasem brakowało miejsca – dodaje.

Kiedy rodzina państwa Skopców powiększyła się o Sonam i Kandżu, pomaganie innym Tybetańczykom wydawało się już naturalne. Na pomoc małżeństwa mogli też liczyć uchodźcy z Czeczenii i Nepalu.

– Widziałam, jak źle zorganizowana jest pomoc w Polsce, jak trudno odnaleźć się u nas przybyszom z innych krajów, którzy nie znają polskiego – podkreśla Katarzyna Skopiec.

Na pomoc mogli też liczyć Białorusini, którzy uciekali przed reżimem.

– W czasie pandemii najstarsza córka przyszła do mnie i powiedziała, że coraz więcej Białorusinów przyjeżdża i nie mają ani mieszkania, ani pracy, trzeba więc coś wymyślić, żeby im pomóc. Mąż od razu się zaangażował – mówi Katarzyna Skopiec.

Białoruska pomoc

Pełną parą:
Pełną parą:
W działalność Katarzyny Skopiec i jej męża Piotra zaangażowało się wiele osób. Fundacja Humanosh aktywnie pomaga uchodźcom z Ukrainy, Białorusi, Afganistanu, Tybetu, Czeczenii, Nepalu, Afryki.
archiwum prywatne

Pomoc zaczęła się przeradzać w przyjaźnie – państwo Skopcowie są nawet rodzicami chrzestnymi trójki dzieci jednej z przybyłych do Polski rodzin. Zaczęli mieć jednak problem z organizowaniem noclegów.

– Coraz więcej Białorusinów zaczęło uciekać, przez nasz dom przewinęło się 11 osób, a dwie siostry, Ania i Tania, zostały u nas przez osiem miesięcy. Wciąż musieliśmy się zastanawiać, kto którego dnia u nas nocuje. Doszłam do wniosku, że trzeba wynająć dom, który byłby dla uchodźców startem do życia w Polsce – mówi Katarzyna Skopiec.

W realizacji pomysłu pomogła aukcji sztuki. W jej zorganizowanie zaangażowała się Jana Szostak, działająca społecznie polsko-białoruska artystka.

– Współpracowaliśmy z nią od początku. Zna wielu białoruskich artystów i razem ze swoimi przyjaciółmi zgromadziła wszystkie prace. Zyskaliśmy prawie 100 tys. zł, które pozwoliły na funkcjonowanie domu przez pół roku. Robiliśmy jednak wszystko systemem chałupniczym. Wynajęłam dom do remontu, przy którym pomagali Białorusini. I tak w 2021 r. powstał Mirnyj Dom – opowiada Katarzyna Skopiec.

Każdy z uchodźców ma zapewnione schronienie przez trzy miesiące. W tym czasie Fundacja Humanosh szuka im pracy, mieszkania, szkoły lub przedszkola dla dzieci. W ten sposób wsparła już około 500 Białorusinów.

W tym roku, na początku lutego, a więc jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie, odbyła się druga aukcja sztuki i fundacja otworzyła drugi dom.

– Tym razem wsparł nas Polak, który nieodpłatnie udostępnił nam swój dom. Mamy też prawie 20 wynajętych mieszkań, w których zamieszkali Ukraińcy – mówi Katarzyna Skopiec.

Ukraińców nie dotyczy jednak pobyt czasowy, podobnie jak Białorusinów przybywających z Ukrainy, którym rząd nie chce pomagać.

Nie tylko dla uchodźców

Dom Pokoju:
Dom Pokoju:
Mirnyj Dom to miejsce, w którym pomoc znajdują uciekinierzy z Ukrainy i uchodźcy polityczni z Białorusi. Działają już dwie takie placówki, które powstały dzięki staraniom Fundacji Humanosh.
Darina_Aleksandrova

Katarzyna Skopiec podkreśla, że każda pomoc jest potrzebna, ale powinna być przemyślana.

– W realiach wojny wszystko wygląda inaczej. Nie wolno nam oceniać tych, którym pomagamy. Często słyszę, że ktoś kogoś oszukał albo ktoś nie chce iść do pracy, a przecież np. traumy nie widać. Depresja też daje takie objawy – mówi Katarzyna Skopiec.

Trudnych sytuacji jest coraz więcej. Fundacja składała wnioski o dofinansowanie działalności, ale odzewu brak.

– Powypełniałam wnioski, poskładałam i na razie skończyło się na tym, że codziennie mam składać raport o liczbie przebywających u nas osób, choć nic się nie zmienia. Bezsensowna procedura – podkreśla Katarzyna Skopiec.

Biznes:
Biznes:
Katarzyna Skopiec angażuje się głównie w działalność fundacji, ale troski wymagają też rodzinne firmy. Jedna z nich to wegański sklep spożywczy.
archiwum prywatne

Fundacja to niejedyne przedsięwzięcie rodziny. Troski wymagają też dwie firmy.

– Teraz są na głowie męża, bo ja skupiłam wszystkie siły na Fundacji. Piotr prowadzi aptekę i sklep z wegańskim jedzeniem. Zajmujemy się dziećmi chorymi na choroby rzadkie, które wymagają diety niskobiałkowej. W Ukrainie też są dzieci z chorobami rzadkimi, a teraz nikt o nich nie pamięta, więc je wspieramy – dodaje Katarzyna Skopiec.

Katarzynie i Piotrowi we wszystkim pomaga czwórka ich dzieci. Pomagają też wolontariusze i pracownicy Fundacji.

– Staram się zatrudniać uchodźców i również w ten sposób ich wspierać. Od początku konfliktu białoruskiego pracujemy z Darią, która jest białoruską uchodźczynią – mówi Katarzyna Skopiec.

Cenna współpraca

Potrzebne wsparcie:
Potrzebne wsparcie:
Fundacja dba, aby jej podopieczni mogli zacząć samodzielnie żyć. Pomaga znaleźć mieszkanie, wspiera w poszukiwaniu pracy. Wraz z partnerami z grupy Partyzantka – uczy ich polskiego i pomaga załatwić formalności związane z pobytem. Na utrzymanie Mirnych Domów i pomoc uchodźcom jest prowadzona zbiórka.
DARYA YARMOTSYK

Pierwszy Mirnyj Dom jest prowadzony przez uchodźczynię z Białorusi, a drugi – z Ukrainy. Fundacja nawiązuje też kontakty z międzynarodowymi organizacjami. Pracuje z New Day, dużą amerykańską fundacją pomocy humanitarnej.

– Teraz nawiązałam kontakty przez Amerykańską Izbę Handlową. Współpracujemy też z polskimi organizacjami. W obecnej sytuacji wszystkie bardzo się wspierają. Czuję to wsparcie. Myślę, że one też z zainteresowaniem patrzą, jak ja to robię, bo inaczej stworzyłam strukturę działania. Opieram się na bardzo silnych partnerach. Mimo że jesteśmy młodą fundacją, mamy takich partnerów jak Warszawski Uniwersytet Medyczny, SGH, współpracujemy z Biurem Parlamentarnym Janki Ochojskiej, Fundacją Neuca dla Zdrowia, z Polską Misją Medyczną. W zamian daję im jakość, bo jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy korporacyjnej – śmieje się Katarzyna Skopiec i nie ukrywa, że jest dumna z tego, jak dużo udało się jej zrobić w tak krótkim czasie.

Nie korporacja była więc jej przeznaczeniem. Silniejszy okazał się gen pomagania odziedziczony po dziadkach – Sławie i Izku Wołosiańskich, którzy w czasie wojny ratowali Żydów i otrzymali tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Teraz ten gen przekazuje swoim dzieciom – i nie tylko im.