Najwięksi w UE polscy drobiarze to nie tylko hodowcy kurczaków i indyków, również tzw. drobiu pozostałego, czyli kaczek, gęsi, perliczek czy kur. O gęsinie słychać raz w roku w okolicach św. Marcina. Ostatnio jednak nastąpiło poruszenie w statystykach, a o wzroście zainteresowania na rynku krajowym mówią też niektórzy producenci.

Świąteczna gęś
Czołowym producentem gęsi w Europie nasz kraj jest od dawna. Od dawna też produkcja w większości kierowana jest do Niemiec i to od apetytu niemieckiego odbiorcy uzależniony był rozwój naszych producentów. Był, bo jak twierdzi Krystyna Ziejewska z Marpolu — Spółdzielni Producentów Drobiu, udało się w końcu w kraju stworzyć dwie rzeczy — drugą po św. Marcinie okazję do spożywania gęsiny oraz całoroczny popyt na przetwory z niej.
— Polacy zaczęli jeść gęsinę podczas świąt Bożego Narodzenia. To już druga okazja w roku. Gęsinę podaje się też w coraz większej liczbie restauracji. Jako stowarzyszenie założyliśmy również restaurację połączoną ze sklepem i w tej mikroskali obserwujemy duże zmiany w zakupach Polaków. Udało się wypromować półgęsek, tłuszcz z gęsi i inne przetwory — w ich przypadku już nie ma sezonowości. To wszystko powoduje wzrost produkcji gęsiny — mówi Krystyna Ziejewska.
Gęsi — niedostępnej w wersji świeżej przez cały rok — przez lata przeszkadzała także niechęć części konsumentów do mrożonek. — Są różne teorie, m.in. taka, że powinniśmy jeść to, co świeże, ale ostatnie żywe gęsi są dostępne na początku listopada.
Nauczenie konsumentów akceptowania mrożonych tuszek i elementów zajęło sporo czasu — dodaje Krystyna Ziejewska.
Codzienna kaczka
Skończył się natomiast rozwój na rynku niemieckim. — Eksport w tamtym kierunku jest stabilny. To oczywiście duży i ważny rynek, ale źródeł wzrostu szukać musimy gdzie indziej. Tym bardziej kluczowe jest rozruszanie rynku krajowego. Gdy startowaliśmy z promowaniem gęsi 13-14 lat temu, Polak jadł jej średnio 17 g rocznie, możemy zaryzykować szacunek, że w zeszłym roku zjadł 230 g — twierdzi Krystyna Ziejewska. Dla porównania: według prognoz Agencji Rynku Rolnego, całego drobiu zjedliśmy w 2016 r. około 29 kg na osobę.
— Najbliższą konkurentką gęsi jest kaczka. Jest jednak traktowana bardziej jako mięso na co dzień, a nie od święta. Choć też niecodziennie — dodaje Krystyna Ziejewska. I kaczka, w przeciwieństwie do gęsi, chwali sobie niemiecki apetyt.
— Producenci mówią o wzroście zainteresowania kaczkami w kraju i eksporcie, głównie do Niemiec, zaczęli więc zwiększać produkcję. Dzięki większej skali mięso staniało, co dodatkowo nakręciło popyt — twierdziŁukasz Dominiak, dyrektor Krajowej Rady Drobiarstwa.
Grzegorz Dybowski, ekspert Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, potwierdza, że produkcja „alternatywnego” drobiu rośnie, choć powoli.
— Kiedyś w kraju nie było zainteresowania, teraz rzeczywiście się to zmienia. Branży udało się uruchomić konsumentów, ale korzysta na tym także mięso z importu. Perspektyw dużego wzrostu nie dostrzegam. Trzeba pamiętać, że to uzupełniająca część rynku drobiu, nie stanie się główną — zaznacza ekspert. Większą dostępność mięsa z gęsi i kaczki obserwuje się w sieciach handlowych.
— Czy to w dłuższym okresie wpłynie na poziom spożycia? Nie jest to pewne. Spore oczekiwania eksperci i producenci mieli przed kilku laty wobec wołowiny, gdy do sklepowych lodówek zaczęło trafiać więcej świeżego mięsa w paczkach, gotowego do użycia. Statystyki wzrostu nie odnotowały. Gęsiom i kaczkom sprzyja natomiast wzrost dochodu rozporządzalnego gospodarstw domowych — Polacy sięgają wtedy po droższe produkty żywnościowe, w tym mniej standardowe rodzaje drobiu — uważa Grzegorz Rykaczewski, odpowiadający za analizy agro w BZ WBK.