Gorzka pigułka składki zdrowotnej. Nie wyleczy, a może zaszkodzić

Marek ChądzyńskiMarek Chądzyński
opublikowano: 2025-04-29 20:00

Prezydentowi Andrzejowi Dudzie dość łatwo byłoby uzasadnić ewentualne weto. Argumentów za ustawą jest zdecydowanie mniej niż przeciw.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Prezydent skłania się ku zawetowaniu ustawy obniżającej składkę zdrowotną dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Tak wynika z jego wypowiedzi na konwencji wyborczej Karola Nawrockiego. Andrzej Duda stwierdził tam, że zastanawia się, czy budowanie pomyślności polskiej gospodarki ma polegać na tym, by najbogatsi płacili składkę zdrowotną niższą niż najubożsi.

Zmiany w składce od samego początku budzą kontrowersje. Podzieliły nawet koalicję rządową. Dlatego postanowiliśmy sporządzić bilans korzyści i strat, jakie mogą przynieść proponowane zmiany.

Przedsiębiorcom będzie łatwiej

Koronny argument za zmianami to transfer 5-6 mld zł do osób prowadzących działalność gospodarczą. Mówiąc inaczej, w portfelach przedsiębiorców zostanie kilka miliardów złotych rocznie. Według entuzjastów pomysłu specjalnych zasad składkowych dla JDG to wystarczający powód, by o niego walczyć. Zmiana, która czeka na prezydencki podpis, to dla nich częściowe odwrócenie źle przygotowanej reformy Prawa i Sprawiedliwości oraz spełnienie jednej z obietnic wyborczych obecnej władzy. To także koło ratunkowe dla firm: naliczanie składki zdrowotnej od dochodu, które wprowadził Polski Ład, rzekomo było tak dużym obciążeniem, że padały one jak muchy.

Przyjmując ten argument za dobrą monetę (bo niespecjalnie potwierdzają go dane z REGON o nowych rejestracjach działalności gospodarczych i liczbie wyrejestrowań: nie widać istotnych zmian w tej relacji w ostatnich trzech latach), można zatem założyć, że dzięki utrzymaniu liczby podmiotów gospodarczych na stałym poziomie przynajmniej zachowamy status quo. A skoro liczba przedsiębiorców nie będzie maleć, to i wytwarzana przez nich wartość dodana również nie, podobnie jak generowane przez JDG wpływy z podatków do budżetu.

Więcej na inwestycje?

Można też pójść dalej i zaryzykować tezę, że owe 5-6 mld zł przedsiębiorcy wykorzystają na jakieś inwestycje we własne biznesy. Choć tu diabeł tkwi w szczegółach, bo inwestycja inwestycji nie równa. Może to być nowe miejsce pracy, dzięki któremu potencjał firmy się zwiększy i w domyśle będzie ona wytwarzać jeszcze więcej produktów lub usług , co przełoży się na wielkość PKB. Ale może to też być nowy droższy samochód właściciela. I w tym przypadku dużo zależałoby od tego, gdzie taki samochód jest produkowany.

Ale nawet trzymając się założenia, że pieniądze zaoszczędzone na składce zostaną zainwestowane, a nie przejedzone: 6 mld zł dodatkowych inwestycji to niewiele. Dla porównania, w samym IV kwartale łączna wartość inwestycji w polskiej gospodarce wyniosła 243 mld zł. Gdyby nawet optymistycznie założyć, że całą korzyść z obniżki składki osoby prowadzące działalność gospodarczą przeznaczą na rozwój, to – umówmy się – nie będzie to game changer, który pomógłby zrealizować zapowiedzi premiera Donalda Tuska o przełomowym roku w polskich inwestycjach.

Jest jeszcze coś, co nie jest do końca mierzalne, a co można by postawić po stronie plusów obniżki składki: to poprawa nastrojów wśród przedsiębiorców. Im lepsze nastroje, tym większa skłonność do podejmowania aktywności.

Mniej pieniędzy, a potrzeby duże

Jednak w przypadku forsowanej zmiany, korzystnej dla przedsiębiorców, plusy nie są w stanie przysłonić minusów, niekorzystnych dla całej reszty. Największy z tych minusów to ubytek pieniędzy w finansach publicznych. Bo nawet jeśli lukę w przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia rząd chce zasypać większą dotacją z budżetu, to przecież nie będzie to operacja bezkosztowa. Ostatecznie skończy się większym deficytem finansów publicznych i większą emisją długu. I to wszystko w sytuacji, gdy deficyt w 2024 r. wynosił 6,6 proc. PKB, a w tym roku, według prognoz publikowanych przez Komisję Europejską, ma wynieść 6,3 proc. PKB. A więc o wiele za dużo, biorąc pod uwagę, że dopuszczalny limit to 3 proc. PKB. Deficyt jest duży, a potrzeby wydatkowe jeszcze większe, bo poza nakładami na obronność (które w większości nawet nie są jeszcze w nim uwzględnione) na liście priorytetów mamy choćby transformację energetyczną.

Jakby tego było mało, obniżenie składki dla JDG dzieje się w momencie, gdy finanse samego NFZ są wyjątkowo napięte. Przychody ze składki zdrowotnej, nawet bez obniżki, nie wystarczą, by sfinansować wydatki NFZ na świadczenia zdrowotne. Zgodnie z planem finansowym funduszu na ten rok składka (jeszcze bez uwzględnienia obniżki) miała zapewnić 173,2 mld zł. A wydatki na finansowanie opieki zdrowotnej zaplanowano na 185,5 mld zł.

Arbitraż i większe nierówności

Główny argument zwolenników niższej składki dla JDG – czyli odwrócenie szkodliwej reformy pod nazwą Polski Ład – nie wytrzymuje zderzenia z kontrargumentem, że owo odwrócenie jest dość wybiórcze. Bo przecież nie tylko przedsiębiorcy stracili na tamtych zmianach. Pracownicy zatrudnieni na umowach o pracę, ale także emeryci również zostali nimi dotknięci, gdyż zabrano im możliwość odliczenia części składki od podatku.

Co więcej, sposób odwrócenia Polskiego Ładu, na jaki się zdecydowano, nie tylko będzie znów wywoływał arbitraż na rynku pracy (czyli powodował, że działalność gospodarcza będzie bardziej korzystna składkowo niż umowa o pracę), ale pogłębiał nierówności wśród samych przedsiębiorców. Tak generalnie działają obciążenia ryczałtowe: dla tych, którzy uzyskują niskie dochody, stanowią one większy ciężar niż dla działalności wysoko dochodowych. Część procentowa składki (4,9 proc. dla podatników na skali i liniowym PIT) zaczyna działać dopiero wtedy, gdy miesięczny dochód przedsiębiorcy przekracza 1,5-krotność średniej krajowej płacy. A procentową część składki nalicza się tylko od nadwyżki ponad ten próg. Zatem dochód musiałby przekraczać 13 580 zł, by dziś przedsiębiorca zaczął się martwić częścią procentową. Do tego pułapu płaci ryczałt, 9 proc. od 75 proc. najniższej krajowej płacy, czyli na dziś byłoby to niecałe 315 zł. Taką składkę zapłaciłby ten, kto zarabia 13 tys. zł miesięcznie, jak i ten, który ma dochód rzędu 3 tys. zł. Co nie byłoby sprawiedliwe.