„Czytelników zapraszam w podróż nie po domniemanych i prawdziwych romansach Janusza Głowackiego, ale po jego sposobie rozumienia i odczuwania świata” – pisze Elżbieta Baniewicz na jednej z pierwszych stron swojej książki Dżanus.

Czytając taką deklarację można, pomyśleć sobie wiele rzeczy, między innymi następujące trzy: że czeka go lektura wybitna, jeśli założenie poszło w parze z wykonaniem, że będzie to intelektualna biografia pisarza, oparta głównie na analizie jego dzieła, skoro ma mówić o jego odbiorze świata i ewentualnie może przemknąć przez głowę, że autorka być może jest psychoterapeutką Głowackiego, skoro posiadała taką wiedzę. O tym, że żadna z tych myśli nie jest zgodna z prawdą, przekona się czytelnik, przystępując do dalszej lektury.
Opowieść o Głowackim jest snuta przede wszystkim według chronologicznego porządku, w jakim toczyło się jego życie twórcze. Koleje losów artysty i publikacje stanowią główny punkt odniesienia i wokół nich dopiero budowana jest biografia pisarza. Mogłoby to stanowić o wielkiej wartości tej książki i pozwolić na skupienie się na faktach o Głowackim-artyście.
Niestety nie udało się. Baniewicz, nawet jeśli pisze o Głowackim, skupiając się na realiach, w jakich przyszło mu żyć, nie potrafi powstrzymać się od wartościowania i grzeszy przypisywaniem sobie słuszności w ocenianiu.
Dłuższe lub krótsze fragmenty poświęcone na opis tła historycznego są pełne tendencyjnych opinii, zakładających, że czytelnik jest na pewno tego samego zdania na temat opowiadanych wydarzeń czy postaci, co Baniewicz. Kiedy autorka Dżanusa przystępuje do zasadniczej części literaturoznawczej i pisze o pracy twórczej Głowackiego, wybiera dwie ścieżki – albo przedstawia współczesną utworowi recepcję zarówno samych tekstów, jak i realizacji teatralnych, albo interpretuje je samodzielnie.
W jednym i drugim przypadku nie potrafi zachować dystansu. Kiedy cytuje recenzje dzieł Głowackiego, te pozytywne chwali, a te negatywne krytykuje, każdorazowo podkreślając, że autor danej oceny po prostu Dżanusa nie zrozumiał.
Jeśli recenzje spektaklu na podstawie sztuki Głowackiego są zupełnie miażdżące, to Baniewicz winą za wszystko obwinia reżyserów, aktorów czy scenografów poza Głowackim, którego geniusz pozostaje w każdym przypadku poza jakimikolwiek wątpliwościami. Kiedy autorka sama daje sobie szansę na zostanie interpretatorką i recenzentką, jest zupełnie jednostronna w ocenach i w dodatku za każdym razem pisze w tonie osoby, która ma wyłączność na jedyną słuszną interpretację, zgodną z tym, co zakładał sam autor.
Jest w tej książce i miejsce na samą biografię i tutaj już Baniewicz jako autorka również grzeszy. Przedstawiając sylwetkę pisarza, podkreśla, że postawę Głowackiego jako człowieka i pisarza cechuje ironia i tylko taki właśnie sposób życia i myślenia jest dobry, bo świadczy o inteligencji. Między wierszami można wyczytywać, że autorka, jako ta, która to dostrzega i rozumie, sama jest obdarzona taką inteligencją. Przy tym ani krzty ironii nie znajdziemy na żadnej stronie Dżanusa, więc to deklaracja bez pokrycia. Na obronę Elżbiety Baniewicz można powiedzieć, że widać w tej książce dużą fascynację osobą Głowackiego, zarówno jego twórczością, jak i nim samym, bo nie brakuje tu i opinii na temat jego urody. Co więcej, niewątpliwej urody, bo i o tym autorka pisze jako o niezaprzeczalnym fakcie, nie pamiętając o starych, ludowych prawdach o tym, że są gusta i guściki, każda potwora znajdzie swego amatora i tak dalej.
Można przypuszczać, że w związku z tym znajdzie się przynajmniej jeden czytelnik, któremu książka na pewno się spodoba, jeśli Janusz Głowacki lubi, jak się go bez zastrzeżeń chwali.