Handel przygraniczny z Czechami zamiera
Sąsiedzi zza Olzy chcą kupować nie towary, lecz firmy
RUCH SŁABNIE: Od połowy ubiegłego roku wszystko zaczęło zamierać — wspominają cieszyńscy celnicy codziennie obserwujący ludzi zmierzających z jednego kraju do drugiego. Nie pomogły obniżki cen i oferowanie transportu na drugą stronę granicy. fot. ARC
Znacznie mniej Czechów i Słowaków odwiedza w tym roku polskie targowiska. W Cieszynie ruch zmniejszył się o ponad 60 procent. Władze miasta przygotowują się do zamknięcia jednego z czterech miejskich targowisk. Tymczasem Czesi nie przyjeżdżają już po zakupy, lecz szukają możliwości przejmowania polskich firm.
Podobnie dzieje się na całym pograniczu polsko-czeskim. Coraz mniej zarabiają właściciele targowisk, producenci i sprzedawcy mebli oraz właściciele kantorów. Nadal nieźle wiedzie się tylko właścicielom stacji benzynowych. Mimo ostatnich podwyżek cen paliw, są one i tak tańsze niż w Czechach. Od kilku miesięcy obserwujemy natomiast wzrastające zainteresowanie czeskich firm inwestycjami kapitałowymi w Polsce.
— Czesi penetrują nasz rynek i można powiedzieć, że są to działania agresywne. To nie jest szukanie możliwości sprzedaży wyrobów, ale wręcz przejmowania polskich firm — uważa Jacek Bącal, właściciel firmy specjalizującej się w poszukiwaniu partnerów dla firm z obu stron granicy.
— Rynek czeski jest zbyt mały, by wchłonąć całą produkcję. Szukanie nowych rynków zbytu i generowania zysków jest dla nich warunkiem przetrwania — dodaje.
Stąd nie ma już targów w Katowicach, na których nie byłoby czeskich firm. Coraz częściej w ślad za handlarzami przychodzą firmy, które wykorzystują każdą możliwość zrobienia interesu.
— Jesteśmy bardzo rzutkim narodem i nie przepuszczamy dobrych okazji — mówi Zdenek Verner, właściciel ostrawskiego Radia Sprint.
Targowiska to przeszłość
Dla siedmiu targowisk w Cieszynie — największym ośrodku przygranicznego handlu na południu Polski — najlepsze były lata 1993-96. Od dwóch lat ruch jest jednak znacznie mniejszy. Urząd miasta zarządza obecnie czterema cieszyńskimi targowiskami, również tym największym, gdzie na powierzchni 2,5 ha mieści się prawie 1330 stoisk.
— Rzeczywiście zajętych jest od 700 do 750, reszta stoi pusta i czeka na handlowców — podkreśla Dariusz Tessar z Zakładu Gospodarki Komunalnej Targowiska Miejskie w Cieszynie.
Nie pomaga nawet i to, że opłata targowa ostatni raz była podwyższana trzy lata temu.
Według danych ZGK, na cieszyńskich targowiskach około 98 proc. klientów to Czesi i Słowacy.
— Niestety, przychodzi ich coraz mniej. Początek roku jest fatalny. Dopiero tuż przed świętami odbyło się targowisko, na którym brakowało wolnego miejsca. Ale taki dzień był jeden. Nazajutrz było równie pusto jak teraz — mówi Dariusz Tessar.
W magistracie podjęto już decyzję o zamknięciu jednego targowiska. Jego dalsze utrzymanie jest nieopłacalne.
— Od dawna do niego dopłacamy, teraz jednak, nikt nie wierzy już w to, że to się kiedyś zmieni — twierdzi Dariusz Tessar.
Powody krachu
— Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Polskie towary przestały być atrakcyjne. Czesi potrafią liczyć, kiedy okazało się, że za nasze towary muszą zapłacić tyle co u siebie, przestali tu kupować — uważa Elżbieta Gowin z Urzędu Celnego w Cieszynie.
Inne często wymieniane powody to konieczność wykupywania zielonej karty i wprowadzenie deklaracji na alkohole i papierosy.
— Podczas gdy jeszcze dwa lata temu przez nasze przejścia przeszło ponad 16 milionów ludzi, to w ubiegłym było ich już niespełna 12 milionów — podkreśla Elżbieta Gowin.
A może przyczyną jest i zmiana podejścia u samych Czechów.
— Jeszcze kilka lat temu Polska nie była dla nas rynkiem. Dopiero kiedy zauważyliśmy, że nasze wyroby tą czy inna droga i tak trafiają na polski rynek, najczęściej zresztą poprzez targowiska, zmieniliśmy naszą strategię. Podobnie postąpiło wiele firm — mówi anonimowy przedstawiciel firmy KM Beta, czeskiego producenta pokryć dachowych.
Zarobek już nie ten
Dwa lata temu Cieszyn przypominał Kalwarię Zebrzydowską. Podwórka i ciche dotąd kamienice zamieniały się w składy mebli. Nawet duże firmy, takie jak Celma czy Elektrometal, dzierżawiły wolne powierzchnie na sklepy meblowe.
— Czesi od ubiegłorocznego kryzysu finansowego mają mniej pieniędzy, zwracają coraz większą uwagę na jakość. Polacy trochę to zaniedbali — uważa Dariusz Tessar.
Cieszyniacy z jednej i drugiej strony Olzy szansę na zwiększenie wzajemnej wymiany handlowej widzą w rozwoju współpracy w ramach Euroregionu Śląsk Cieszyński.
— Ostatnio, dzięki poparciu polskiej strony, powiat w Trzyńcu otrzymał z UE pieniądze na budowę przejazdu pod torami kolejowymi — mówi Vaclav Lastuvka, sekretarz Euroregionu.
— Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tworzyć na naszym obszarze polsko-czeskie konsorcja, które by potem realizowały takie inwestycje. A chociaż w tej chwili wydaje się to niemożliwe, wcale niewykluczone, że już niedługo tak właśnie będzie — dodaje.