Henryk Klekot, właściciel firmy Hewam, odzyskał patent na rozwiązanie przeciwpożarowe dla wysokich budynków. To konsekwencja wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA) z końca 2014 r. WSA zajął się sprawą po raz drugi po tym, jak Naczelny Sąd Administracyjny (NSA) podważył niekorzystny dla przedsiębiorcy wyrok z lipca 2012 r.

Tym razem wyrok był korzystny, a Urząd Patentowy nie odwołał się od niego. Adam Taukert, rzecznik urzędu, tłumaczy, że zaskarżenie go do NSA nie miałoby sensu, gdyż argumentacja NSA w odesłaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia nie dawała WSA pola manewru i nie ma podstaw do skutecznego wniesienia skargi kasacyjnej.
Zdeterminowany urząd
Na tym jednak sprawa się nie kończy — choć przedsiębiorca patent odzyskał, to Urząd Patentowy zamierza ponownie rozpatrzyć wniosek o jego unieważnienie. Dlaczego — nie wyjaśnił. To oznacza, że Hewam znów może go stracić. Henryk Klekot zaś szykuje się do walki o pieniądze z właścicielami budynków, którzy zastosowali jego rozwiązanie, czyli spółdzielniami mieszkaniowymi.
— Budynki, które potrzebują tego rozwiązania, mają około 20 tys. klatek schodowych. W 1 tys. zastosowano mój wynalazek — twierdzi Henryk Klekot.
Zastrzega, że jest za wcześnie na określenie skali roszczeń. Korzeni sprawy należy szukać w 2003 r. Wtedy pojawiło się rozporządzenie na nowo opisujące zasady, jakim powinny podlegać instalacje przeciwpożarowe w wysokich budynkach. Chodziło o to, by nawet na najwyższych kondygnacjach strażacy mieli dostęp do hydrantów z odpowiednim ciśnieniem wody.
Spełnienie tych wymogów nie było wielkim kłopotem w przypadku obiektów nowo budowanych, problemem były budynki modernizowane. Przepis wymagał budowy w piwnicach lub na ostatnich piętrach zbiorników na wodę. Za zgodą straży dopuszczał też „rozwiązania zamienne”.
„Z uwagi na złożoność problemu, szczególnie w spółdzielniach mieszkaniowych, które zarządzają często kilkudziesięcioma budynkami mieszkalnymi o wysokości powyżej 25 m, istnieje konieczność (potrzeba) dość elastycznego podejścia przez straż pożarną do egzekwowania przedmiotowych zaworów hydrantowych” — napisał w referacie z 27 października 2005 r. brygadier Jacek Świetnicki z Centrum Naukowo-Badawczego Ochrony Przeciwpożarowej w Józefowie.
Rozwiązania zamienne
Referat zawierał też koncepcję „rozwiązania zamiennego”. Jego koszt dla trzyklatkowego, jedenastokondygnacyjnego, bloku z wielkiej płyty miał wynieść 250-300 tys. zł. Henryk Klekot twierdzi, że jego pomysł jest dziesięciokrotnie tańszy.
Sprowadza się do takiego wyprowadzenia instalacji przeciwpożarowej na zewnątrz budynków, by w razie pożaru można było do niej tłoczyć wodę z samochodów gaśniczych. W 2005 r. przedsiębiorca wystąpił o patent, dostał go w 2009 r. Niemal rok później nadbrygadier Janusz Skulich, zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej, skierował do Urzędu Patentowego sprzeciw wobec uznania pomysłu Henryka Klekota za wynalazek.
Trzy dni wcześniej Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych i administracji, tak zmienił rozporządzenie w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków, że niemal wprost zaczął z niego wynikać obowiązek stosowania opatentowanego pomysłu. Henryk Klekot stracił jednak patent w 2011 r., ale odwołał się od tej decyzji do WSA.