1,85 mln ton – tyle wyniosła produkcja stali surowej w Polsce w I kwartale 2025 r. To o 3,5 proc. więcej niż w tym samym okresie 2024 r. W ubiegłym roku huty także notowały lekkie odbicie produkcji - z 6,4 do 7,1 mln ton. Mimo to zarówno menedżerowie, jak i związkowcy z branży kolejne miesiące widzą w czarnych barwach.
Stalowa lawina
Minorowe nastroje podsyca rosnący import wyrobów stalowych zza wschodniej granicy.
- Z rynkowych sygnałów wynika, że tylko w sierpniu do Polski może trafić 30-40 tys. ton prętów dla budownictwa z Ukrainy. Jeśli napływ tych produktów będzie tak duży, polskie zakłady będą musiały ograniczać albo nawet wygaszać produkcję – przestrzega Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru.
Do tej pory na polski rynek z Ukrainy były przywożone głównie tzw. wyroby płaskie z blachy gorącowalcowanej. Według danych Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej (HIPH) w 2023 r. ich import sięgnął 233 tys. ton, a w 2024 r. wzrósł o 45 proc. Tegoroczne prognozy mówią o przywozie do Polski około 400 tys. wyrobów płaskich.
Jeszcze wyższa dynamika, choć z niższej bazy, jest w segmencie przewozu do Polski z Ukrainy prętów zbrojeniowych używanych w budownictwie. W 2023 r. import wyniósł 23 tys. ton, a w 2024 r. zwiększył się do 56,5 tys. ton. W tym roku także dynamicznie rośnie. W I kwartale do Polski trafiło 33,5 tys. ton prętów z Ukrainy, a prognozy wskazują, że w sumie może przyjechać 120-140 tys. ton tych wyrobów.
Mirosław Motyka, prezes HIPH, informuje, że z powodu drastycznego pogorszenia sytuacji w branży stalowej przedstawiciele organizacji - wraz ze związkami zawodowymi i prezesami hut - wysłali apel do premiera Donalda Tuska. Proszą o pilne spotkanie w celu opracowania rozwiązań zapewniających ochronę polskiego rynku przed napływem stali z Ukrainy.
- Czekamy na rekonstrukcję rządu. Mamy nadzieję, że po niej dojdzie do spotkania i uzgodnienia planu działań zmierzających do ochrony rynku – mówi Adam Wdowiak, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników ArcelorMittal Dąbrowa Górnicza, będący także członkiem rady nadzorczej tego koncernu i Stalprofilu.
Informuje, że pracownicy hut przygotowują się do protestów na granicy, jeśli nie uda się uzgodnić z rządem rozwiązań chroniących huty i miejsca pracy. Na razie przedstawiciele rządu nie odpowiedzieli na pytania PB dotyczące hutniczego apelu.
Równomierny podział
Kilka lat temu na granicy z Ukrainą protestowali rolnicy, domagając się ochrony rynku przed importem ukraińskiego zboża. Skończyło się wówczas na ograniczeniu takich transportów wyłącznie do tranzytu.
W przypadku wyrobów stalowych Przemysław Sztuczkowski zaproponował natomiast wprowadzenie kontyngentów na dostawy do poszczególnych państw Unii Europejskiej. O równomiernym rozłożeniu importu z Ukrainy, by nie trafiał głównie do Polski, mówią także dystrybutorzy.
- Obserwujemy rosnący import stali z Ukrainy z dużą uwagą. Rozumiemy zaniepokojenie producentów. Z punktu widzenia dystrybutorów stali w Polsce kluczowe jest, aby rynek pozostał otwarty, ale na zasadach zdrowej konkurencji. To trudna sytuacja, w której trzeba brać pod uwagę zarówno chęć wsparcia odbudowującego się państwa ukraińskiego, jak też interes krajowych producentów i naturalną potrzebę konsumentów do nabywania towarów w atrakcyjnej cenie. Ważne jest jednak, aby cała Europa solidarnie wzięła na siebie odpowiedzialność za pomoc ukraińskiej gospodarce. Polska nie może być wyłącznym kierunkiem zbytu dla jakiegokolwiek towaru z Ukrainy, przede wszystkim powinna być kanałem dostaw na inne rynki – uważa Iwona Dybał, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali.
Dlaczego rosnący import nie cieszy dystrybutorów?
- Stanowi konkurencję cenową dla krajowych producentów. Dla konsumentów niższe ceny mogą być korzystne, ale w dłuższym okresie utrzymywanie cen na bardzo niskim poziomie, jakiego nie są w stanie osiągnąć rodzimi producenci, nie jest korzystne dla gospodarki kraju i w konsekwencji uderza we wszystkich. Na polskim rynku stalowym ceny nie rosną już prawie od trzech lat. Dlatego wcale nie cieszy nas przywóz wyrobów stalowych ani z Ukrainy, ani z innych państw – twierdzi Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu.
Ten problem dobrze ilustrują dane HIPH, według których w I kwartale eksport wyrobów stalowych ilościowo spadł o 3 proc., a import o 5 proc. Pod względem wartości natomiast eksport zmniejszył się o 11 proc., a import aż o 15 proc. To ilustruje jego wpływ na ceny i rentowność sprzedaży stali w Polsce.
Drogi prąd
Krajowym firmom trudno konkurować z zagranicznymi m.in. dlatego, że nasze ceny energii należą do najwyższych w Europie. Według Eurostatu w drugim półroczu 2024 koszty energii dla przemysłu w Polsce były wyższe niż we Francji (o 149 proc.), w Hiszpanii (o 91 proc.), we Włoszech (o 38 proc.) i w Niemczech (o 34 proc.). Po I kwartale 2025 r. przywóz wyrobów hutniczych z Niemiec zwiększył się o 12 proc., osiągając 884 tys. ton. Nasze dostawy do Niemiec spadły natomiast o 12 proc. – do 250 tys. ton. O 4 proc. zwiększyliśmy dostawy do Czech, ale dynamika dostaw od południowych sąsiadów wzrosła o 21 proc. Najwyższy wskaźnik wzrostu przywozu wyrobów hutniczych do Polski wystąpił w przypadku wyrobów z Rumunii – sięgnął 223 proc.
Branżowi specjaliści obawiają się, że w wyniku polityki handlowej Stanów Zjednoczonych nastąpi ograniczenie eksportu z Unii Europejskiej i innych kontynentów do USA. W efekcie w Europie zostanie więcej stali, a dodatkowo tutejsi producenci będą mierzyć się z dużym importem z Azji. To zaś pogłębi problem spadku cen i rentowności - i w Polsce, i w innych krajach UE.