Gdy w 2007 r. Gosia Warrink, graficzka polskiego pochodzenia, wydawała książeczkę „ICOON” z obrazkami ułatwiającymi porozumiewanie się w podróży, nie przypuszczała, że może to spotkać się z takim zainteresowaniem. Miała prosty cel: dać ludziom „rozmówki” przydatne w różnych sytuacjach za granicą, ale w uniwersalnym języku — obrazkowym. Wykorzystała zarówno swoje zdolności lingwistyczne (jest dyplomowanym lingwistą), jak i plastyczne (ukończony design na Universität der Künste w Berlinie). Już wkrótce okazało się, że zapełniła rynkową niszę, bo książeczka „ICOON”, wydana przez jej własne niewielkie wydawnictwo, nie tylko świetnie się sprzedawała, ale zainteresowali się nią nie tylko turyści: osoby głuchonieme, chorzy z afazją po udarach, terapeuci.



— Spodziewałam się wielu zastosowań tej książeczki, ale nie aż tylu. Tymczasem pyta o nią bardzo dużo osób „prywatnych” i z różnych zawodów, jak policjanci, strażacy, psychiatrzy, psycholodzy, nauczyciele. Wszyscy mają ten sam problem: komunikacja. Właśnie komunikacja i zrozumienie jest przecież pierwszym krokiem do integracji w innych kulturach i środowiskach — mówi Gosia Warrink. Prawdziwy boom na jej publikację przyszedł jednak dopiero w ubiegłym roku, po wywiadzie, którego udzieliła niemieckiej telewizji. Zgłosił się do niej niemiecki Czerwony Krzyż z informacją, że jej słownik będzie bardzo potrzebny uchodźcom, którzy wielką falą zaczęli napływać do Europy.
— Telefony zaczęły się urywać, codziennie przychodziła masa mejli od różnych organizacji dobroczynnych z prośbą o darmowe egzemplarze. 2 tys. sztuk, które wtedy mieliśmy na stanie, zaraz się rozeszło — opowiada Gosia Warrink. Właśnie wtedy wpadła na pomysł sfinansowania dodruku niezbędnego uchodźcom słownika poprzez crowdfunding. W październiku 2015 r. w crowdfundingowym serwisie Startnext rozpoczęła się zbiórka, której celem było zdobycie 10 tys. EUR na dostosowanie słownika „ICOON” do ich potrzeb oraz wydanie go w bezpłatnej puli dla wolontariuszy i uchodźców. Odzew niemieckiego społeczeństwa przeszedł najśmielsze oczekiwania: w ciągu 30 dni wpłynęła kwota dwukrotnie wyższa od pierwotnie zakładanej — 23 tys. EUR. Wydawnictwo Gosi Warrink wyprodukowało 30 tys. darmowych słowników pod nowym tytułem „ICOON for refugees”, stworzyło darmową aplikację na smartfony z Androidem (już do pobrania z Google Play) i rozdało efekt swojej pracy nie tylko Czerwonemu Krzyżowi, ale także innym organizacjom pomagającym uchodźcom: Sos Kinderdorf, Paritätischer Wohlfahrtsverband Moabit Hilft czy Pack a Bag.
— Od grudnia do dziś wydrukowaliśmy i wysłaliśmy już 50 tys. słowników, a to dużo jak na wydawnictwo składające się tylko z trzech kobiet — podsumowuje Gosia Warrink. „ICOON” w wersji dla uchodźców różni się nieco od turystycznej wersji, bo też uchodźcy mają inne potrzeby niż dobrze sytuowani turyści z Zachodu. Zniknęły takie symbole jak golf czy żegluga, a powstały nowe, m.in halal, polio, tuberkuloza, świąd, trauma, nowe zawody (tłumacz lub imam), różne nakrycia głowy czy pojęcia takie jak „demokracja”. Przy ich doborze Gosia Warrink współpracowała ściśle z pracownikami Czerwonego Krzyża, aby idealnie dopasować słownik do realnych potrzeb uchodźców. Słownik podzielony jest na różne kategorie tematyczne, a spis treści przetłumaczony na takie języki, jak farsi, urdu, arabski, francuski, niemiecki i angielski. Występują tu też proste zwroty, które łączone z ikonami pomogą dokładnie sformułować danej osobie, czego potrzebuje. Aplikacja ze słownikiem dostępna jest w Google Play od kilku tygodni i ma już tysiące pobrań. Wydawnictwo Gosi Warrink przygotowuje także kolejny nakład papierowego wydania słownika, tym razem finansowany już przez pojedynczych indywidualnych darczyńców, oraz rozpoczęło współpracę z Fundacją Konrada Adenauera, która planuje wydanie pomocy do komunikacji z najmłodszymi uchodźcami — dziećmi uciekinierów trafiających do europejskich przedszkoli i szkół. — To tylko początek. Bardzo się cieszę, że wieść o „icoonie” niesie się po świecie — mówi Gosia Warrink.
Polka z Berlina
Polka, która spadła z nieba uchodźcom, urodziła się w 1974 r. w Olsztynie. Studiowała lingwistykę na Uniwersytecie Warszawskim, a w 1995 r. dostała stypendium uniwersytetu w Berlinie. Tam też zapuściła korzenie — mieszka i pracuje do dziś. W Berlinie najpierw studiowała lingwistykę na Uniwersytecie Humboldta i Wolnym Uniwersytecie, a następnie design na Universität der Künste Berlin (Uniwersytet Sztuk Pięknych w Berlinie), gdzie od tego roku też wykłada. Od 18 lat pracuje jako projektantka i prowadzi własne wydawnictwo AMBERPRESS. Wystawy swoich prac, takich jak instalacje świetlne czy tapety, miała m.in. na Design Miami, Salone del Mobile w Mediolanie czy obecnie w Bernheimer Contemporary w Berlinie. W tym roku jej rzeźba została wystawiona w prestiżowej Bernheimer Contemporary.
Polka z Berlina
Polka, która spadła z nieba uchodźcom, urodziła się w 1974 r. w Olsztynie. Studiowała lingwistykę na Uniwersytecie Warszawskim, a w 1995 r. dostała stypendium uniwersytetu w Berlinie. Tam też zapuściła korzenie — mieszka i pracuje do dziś. W Berlinie najpierw studiowała lingwistykę na Uniwersytecie Humboldta i Wolnym Uniwersytecie, a następnie design na Universität der Künste Berlin (Uniwersytet Sztuk Pięknych w Berlinie), gdzie od tego roku też wykłada. Od 18 lat pracuje jako projektantka i prowadzi własne wydawnictwo AMBERPRESS. Wystawy swoich prac, takich jak instalacje świetlne czy tapety, miała m.in. na Design Miami, Salone del Mobile w Mediolanie czy obecnie w Bernheimer Contemporary w Berlinie. W tym roku jej rzeźba została wystawiona w prestiżowej Bernheimer Contemporary.