Nowy rok rozpoczął się od dużej zmienności, ale do tej pory nie było konsensusu, co to tak naprawdę oznacza dla rynków. Z jednej strony rosną oczekiwania na zacieśnienie pieniężne na całym świecie, z drugiej nadal żywe są nadzieje na dalsze ożywienie i powrót do normalności po pandemii. Ta debata cały czas jest otwarta, ale wczoraj obserwowaliśmy pierwsze większe tąpnięcie na Wall Street od wielu miesięcy, co przy okazji pociągnęło za sobą w dół kusy kryptowalut.
Mówi się o pierwszej kapitulacji nowego pokolenia inwestorów, które do tej pory znało tylko hossę. Powodów (pretekstów) jak zwykle może być wiele. Jednym z nich są wyniki Netflixa, którego notowania spadły w handlu posesyjnym aż o 20%. Innym jest wygasanie znacznej ilości opcji w dniu dzisiejszym, co wymusza aktywność hedgingową po stronie instytucji. Ale wydaje się, że kluczem jednak jest inflacja. Mówi się o tym, że działania Fed są motywowane politycznie – najwyższa od 40 lat inflacja jest z pewnością jednym z powodów wpływających na szorujące po dnie notowania poparcia dla prezydenta Bidena. Resztę łatwo można sobie dopowiedzieć.
Tak jak jeszcze w ubiegłym roku narracja o przejściowej inflacji była Demokratom na rękę (dodruk Fed finansował duży deficyt), tak teraz inflacja „okazała się” problemem politycznym, z którym trzeba walczyć. To może sprawiać, że inwestorzy zakładający bezwarunkową pomoc Fed dla rynków mogą czuć się zakłopotani. To również oznacza, że wszystkie oczy zwrócone będą na Fed już w przyszłą środę, gdy czeka nas decyzja najważniejszego banku centralnego na świecie.
O dziwo na rynku walut jest spokojnie. O 9:40 euro kosztuje 4,5253 złotego, dolar 3,9926 złotego, frank 4,3682 złotego, zaś funt 5,4182 złotego.