Nie każdy nadaje się na przedsiębiorcę? A jednak większość informatyków w Polsce musi prowadzić działalność gospodarczą. Branża IT stawia bowiem na luźniejsze formy zatrudnienia. Aż 57 proc. ofert pracy zamieszczanych na branżowym portalu No Fluff Jobs adresowanych jest do osób samozatrudnionych. Wiąże się to z intensywnym rozwojem sektora nowych technologii, działaniem w trybie projektowym i rosnącymi zarobkami np. grafików, programistów i testerów.
Prowadzone od lat badania potwierdzają, że specjaliści IT akceptują, a nawet lubią samozatrudnienie, bo daje im większą niezależność.
— Kontrakty B2B nie są jednak zupełnie wolne od wad i pułapek, o czym wielu przedsiębiorców zapomina — uświadamia Tomasz Klecor, partner w kancelarii Legal Geek.
Po pierwsze umowa B2B (ang. business-to-business) to nie etat, ale kontrakt dotyczący dużo bardziej elastycznej współpracy niż w ramach stosunku pracy. Informatyk, który go podpisuje, może, ale wcale nie musi dysponować takim samym stanowiskiem roboczym jak typowy etatowiec. Jeśli wolno mu posługiwać się firmowym adresem e-mailowym i wizytówką, jest to niemal zawsze uzasadnione rodzajem wykonywanych zadań. Po drugie: prawa autorskie.
W przypadku umów o pracę są one z założenia przenoszone na pracodawcę. Programista na kontrakcie B2B powinien natomiast określić, czy umową przenosi prawa autorskie np. do kodu komputerowego, czy co najwyżej udziela na niego licencji. Różnica jest taka jak między sprzedażą a wynajęciem domu. Jeszcze jedno: samozatrudnienie to również konieczność samodzielnego odprowadzania podatku dochodowego, podatku VAT i składek ZUS. A nie każdy wolny strzelec ma cierpliwość do takiej biurokracji.