Wystąpienia Bena Bernanke przed amerykańskim Kongresem to najważniejsze wydarzenie bieżącego tygodnia. Byłoby tak nawet wtedy, gdyby Fed w czwartek nie zaskoczył rynków podwyżką stopy dyskontowej. Teraz jednak inwestorzy będą chcieli dowiedzieć się, co sprawiło, że ceniący sobie transparentność bank centralny zdecydował się na taki ruch.
Należy podkreślić, że podniesienie stopy dyskontowej nie będzie miało realnych konsekwencji dla amerykańskiej gospodarki. Nawet w trakcie apogeum kryzysu banki nie chciały korzystać z tego narzędzia, gdyż sugerowało to, że mają problemy z płynnością. Jeśli jednak narzędzie to nie ma większego wpływu na gospodarkę, to dlaczego Fed postanowił o zmianie jego parametrów i to nie czekając na kolejne posiedzenie?
Można rozważyć dwa scenariusze. W pierwszym z nich urzędnicy Fed rzeczywiście chcieli przywrócić różnicę pomiędzy stopą dyskontową a bazową do normalnych 50 punktów bazowych. Wiedząc, że nie jest to popularne narzędzie, oczekiwali, iż ruch ten nie będzie miał większego wpływu na rynek. Druga hipoteza zakłada, że miał to być balon próbny, testujący reakcję rynku na próby zacieśnienia polityki monetarnej. Balon ten można było łatwo przekuć, argumentując, że przecież nie chodzi tu o ważną zmianę. Taką byłoby usunięcie z komunikatu zapewnienia, że główna stopa pozostanie niezmieniona w przewidywalnym okresie lub wprowadzenie stopy depozytowej.
Reakcja rynku na ten ruch została zamortyzowana danymi z USA o wyjątkowo niskiej inflacji w styczniu, ale inwestorzy i tak będą chcieli usłyszeć od Bena Bernanke wytłumaczenie. Jeżeli szef Fed przekona rynek, że decyzja była co najwyżej niezręcznością, temat zacieśnienia polityki monetarnej na jakiś czas przestanie straszyć inwestorów.