Inwestorzy widzą K-kształtną gospodarkę

Ignacy Morawski
opublikowano: 2020-11-05 22:00

Wiele liter alfabetu miało już określać zachowanie gospodarki w czasie epidemii. V — czyli szybki spadek i szybkie odbicie, W — czyli podwójna recesja i odbicie, L — czyli spadek i trwała stagnacja, Vu — czyli duży spadek i mały spadek. Wszystkie sprawdziły się raczej średnio, choć pewnie najbliżej rzeczywistości był scenariusz W lub Vu. Natomiast wciąż bardzo aktualna jest litera K oznaczająca, że niektóre sektory i spółki bardzo zyskują, a inne mocno tracą. Kryzys dla jednych generuje szanse, a innych rozjeżdża walcem.

Dowody na istnienie silnych K-kształtnych efektów w gospodarce możemy znaleźć na giełdzie. Każdy inwestor dostrzega zapewne, że kursy niektórych spółek przez kryzys epidemiczny zostały wyniesione bardzo wysoko — m.in. na fali wiary w Nowy Cyfrowy Świat. Inne spółki bez przerwy dołują — dotyczy to m.in. banków, których zyskowność jest pogrążana przez niskie stopy procentowe i rosnące koszty ryzyka.

Potwierdzeniem tego rozjazdu między perspektywami spółek jest różnica między dynamiką kursów 5 proc. najlepszych firm i 5 proc. najgorszych. Ta różnica jest największa od 10 lat. W minionym roku 5 proc. najmocniej zyskujących spółek dało inwestorom zwrot przekraczający 200 proc., a 5 proc. najgorszych spółek straty przekraczające co najmniej 50 proc. (nie licząc dywidendy).

Wśród tej pierwszej grupy są oczywiście producenci gier (TS Games), spółki informatyczne (Data Walk), spółki korzystające na popycie związanym z epidemią (Mercator) czy spółki korzystające na rosnącym zainteresowaniu inwestycjami finansowymi (XTB). To wszystko są obszary gospodarki, do których przesunął się popyt konsumentów i sektora publicznego. Trochę szkoda, że wciąż za mało jest dużych firm prywatnych, które mogą skorzystać na dużym popycie na akcje — pojawiło się Allegro, do debiutu szykuje się Canal Plus, ale w Polsce jest dużo więcej spółek, które mogłyby zaoferować inwestorom atrakcyjne aktywa finansowe, a jednocześnie skorzystać na atrakcyjnych warunkach finansowania.

Wśród grupy tracącej są oczywiście największe banki (mBank, Pekao, Millennium), spółki paliwowe, które zostaną uderzone falą transformacji energetycznej (Lotos), spółki opierające sprzedaż na sklepach w galeriach handlowych(CCC) czy spółki prowadzące restauracje (AmRest).

Czy zmiany kursów i nastawienia inwestorów dobrze odzwierciedlają zmiany strukturalne w gospodarce? Częściowo na pewno tak. Ale sądzę, że popłoch wokół niektórych tradycyjnych sektorów może być zbyt duży — ludzie wrócą do starych przyzwyczajeń szybciej, niż wydaje się ekspertom. Część zmian cyfrowych na pewno zostanie z nami na długo, ale będzie to przyspieszona ewolucja, a nie rewolucja. Jednocześnie entuzjazm wobec niektórych spółek nowej ery może być nadmierny.

Warto też dostrzec, że obecne przemiany w gospodarce nie różnią się bardzo istotnie od tego, co obserwowaliśmy w przeszłości. Każdy kryzys lub okres ożywienia po nim przynosi jakieś zmiany, przetasowania strukturalne. Każdy kryzys daje jednym szanse, a innych pogrąża. Ale też pobudza nadzieje, które później się ulatniają. Ka żdy kryzys jest więc K-kształtny. Pod tym względem nie dzieje się nic nowego.