Ostatnie wyniki sondaży w Irlandii wskazują na możliwość ponownego odrzucenia w referendum traktatu nicejskiego. Taki scenariusz może postawić rozszerzenie Unii pod znakiem zapytania. Wszystko rozstrzygnie się 19 października.
Historia lubi się powtarzać. I choć w przypadku ponownego referendum w Irlandii lepiej by było, gdybyśmy nie musieli się o tym przekonywać, to jednak trzeba się z tym liczyć. Trzeba, bo ostatnie wyniki sondaży sporządzone przez instytut badania opinii publicznej Irish Times/MRBI wskazują na jedynie 12- -proc. przewagę zwolenników ratyfikacji traktatu. Niezachwiane poparcie deklaruje 37 proc. wyborców, podczas gdy 25 proc. jest zdecydowanie przeciwnych.
Niepokojące jest jednak to, że aż 32 proc. jeszcze nie wie, jak zagłosuje, zaś 7 proc. w ogóle nie zapuka do lokali wyborczych.
Jedynie 12-proc. różnica poparcia zasiała wiele niepokoju w szeregach zwolenników. Głównym powodem jest fakt, że w tym samym czasie, poprzedzającym ubiegłoroczne przegrane referendum, przewaga zwolenników wynosiła 17 proc. Tak niskie notowania mają jednak swoją przyczynę. Jest nią zastraszająco topniejące poparcie dla rządu Bertie Aherna, uwikłanego w wiele afer korupcyjnych. Irish Times dowodzi wręcz, że podczas referendum Irlandczycy mogą zamanifestować swoje niezadowolenie z rządów, a nie sprzeciw wobec rozszerzenia Unii.
Wszystko rozstrzygnie się w dniu referendum, czyli 19 października. Jednak w opinii wielu unijnych polityków nawet porażka irlandzkiego referendum nie jest w stanie zahamować procesu rozszerzenia. Oficjalnie Bruksela twardo stoi na stanowisku, że nicejskie ustalenia są fundamentem podziału euromandatów w przyszłej rozszerzonej UE i w tej sprawie wśród krajów „piętnastki” musi istnieć jednomyślność. Komisja Europejska zastrzega też, że nie opracowała żadnego planu B, który otwierałby tylne drzwi na wypadek odrzucenia referendum. Nieoficjalnie mówi się jednak, że w zaciszu unijnych gabinetów urzędnicy pracują nad tzw. klauzulą wyjścia. Pewne jest jedno, Bruksela będzie między młotem a kowadłem. Z jednej strony nie może zignorować „nie” Irlandii, z drugiej zaś musi znaleźć takie wyjście, by nie zablokować procesu rozszerzenia. Co wybierze? W końcu nie z takich sytuacji unijni prawnicy wychodzili obronną ręką.