Producenci części mają szansę na dostawę komponentów dla Hyundaia. Strona polska powinna jednak przedstawić spójną ofertę.
Branża motoryzacyjna twierdzi, że porażka Polski w walce o inwestycję Hyundaia to nie koniec świata. Nadal przecież na koreańskiej inwestycji w Słowacji mogą zarobić firmy produkujące w Polsce części i komponenty samochodowe.
— Hyundai sam jednak do nas nie przyjdzie. Strona polska musi zaprezentować Koreańczykom spójną ofertę. Myślę, że Polska Izba Motoryzacji łącznie z PAIIZ powinna wspólnie zorganizować forum poddostawców części. Możemy ułatwić kontakt z firmami, a agencja mogłaby wziąć na siebie sfinansowanie działań marketingowych — mówi Roman Kantorski, szef rady PIM.
Krąg potencjalnych dostawców jest bardzo duży. Są to zarówno duże koncerny: Delphi, Faurecia, Bosch czy Valeo oraz wiele mniejszych krajowych producentów, choćby tych spod znaku Polmo.
— W grę wchodzą firmy, które położone są w promieniu 500 km od fabryki, czyli w odległości, z której producentowi opłaca się sprowadzać części. Krajowi dostawcy mają duże szanse. Wszystkich części Hyundai nie będzie w stanie zamówić w tak małych krajach, jak Słowacja czy Czechy. Niemcy z kolei mają zbyt wysokie koszty pracy — ocenia Roman Kantorski.
To nie wszystkie nasze zalety.
— Koreańczycy będą w Polsce poszukiwali wysoko wykwalifikowanych pracowników — inżynierów czy specjalistów od jakości. Słowacja ma już inwestycje Volkswagena czy PSA, a dostęp do kadr jest tam umiarkowany. Polskie fabryki na południu muszą więc liczyć się z odpływem pracowników — twierdzi Tadeusz Wojnowski, prezes Findlay Industries Polska, producenta tapicerki samochodowej z Tomaszowa Mazowieckiego.
Jego zdaniem, sytuacja producentów nie jest jednak łatwa
— Koreańczycy przeważnie wolą sprowadzać własne firmy — zaznacza szef Findlay.