Są już pierwsze jaskółki zwiastujące ożywienie w eksporcie z polskich sadów za Wielki Mur. Oby nie okazały się wyjątkami.
Jabłka w Chinach to porażka — informowaliśmy latem zeszłego roku, gdy eksport zamiast spodziewanych kilkudziesięciu tysięcy ton (i to od jednego dostawcy) wyniósł kilka ton. Eksportowy zapał osłabł, bo Chińczycy okazali się trudniejszymi klientami, niż przypuszczali sadownicy. Nawet w trwającym sezonie nie oczekiwano przełomu, choć wiadomo, że za Wielkim Murem owoce nie obrodziły i kraj będzie musiał wspomóc się importem. Tylko nieliczni sadownicy postarali się o certyfikację. Tymczasem na łamach Freshplaza.com ruchem na linii Polska — Chiny chwali się Grupa SadExport, a dziennikarze portalu sugerują, że ten rok może przynieść dużą zmianę.
— Wysłaliśmy już wiele kontenerów z jabłkami i oczekujemy, że podwoimy ich liczbę do końca sezonu [sezon na jabłka trwa do sierpnia — red.] Obecnie sprzedajemy owoce w dziesięciu chińskich miastach, dokładając kolejne odmiany do oferty — mówi cytowany przez portalMichał Glijer, szef eksportu w grupie.
Chiny były postrzegane jako raj, w którym poszkodowani przez rosyjskie embargo sadownicy będą mogli sprzedać nadmiar owoców. Zwłaszcza w tym roku każdy rynek zbytu jest ważny — według niektórych szacunków wyprodukowaliśmy nawet do 5 mln ton jabłek, podczas gdy typowa skala to 3 mln ton. Z ostatnich danych The World Apple and Pear Association wynika, że zapasy w UE są o 44 proc. wyższe niż rok temu. W grudniu w polskich chłodniach miało być ponad 1,7 mln ton jabłek wobec 1 mln ton rok wcześniej i 1,4 mln ton w 2016 r.
Podpis: Michalina Szczepańska