W tym roku polska waluta zyskuje na wartości. Jak obliczyli analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), od czasów pandemii umocniła się w stosunku do euro realnie - po skorygowaniu o inflację - o około 20 proc. To dobra informacja dla konsumentów i dużych firm, które mogą dyktować ceny, ale jednocześnie problem dla małych i średnich przedsiębiorstw, eksportujących swoje towary i usługi za granicę.
Kto traci najwięcej
W efekcie umocnienia polskiej waluty towary i usługi z naszego kraju stają się droższe dla zagranicznych konsumentów. W konsekwencji rzadziej kupują oni polskie produkty, a chętniej sięgają po te z innych państw. To sprawia, że konkurencyjność polskich przedsiębiorców spada. Warto zwrócić uwagę na to, że wiele firm jest jednocześnie importerami komponentów oraz eksporterami produktów. Część straty na mniej opłacalnym eksporcie automatycznie kompensuje im więc odpowiednio tańszy import. Ale nie wszystkie mogą sobie na to pozwolić. Zdaniem analityków PIE umocnienie złotego osłabia przede wszystkim eksport z małych przedsiębiorstw, które mają niższą produktywność i są słabo powiązane z partnerami zagranicznymi.
Dane Narodowego Banku Polskiego pokazują, że w ostatnim kwartale 2023 r. odsetek eksporterów deklarujących brak opłacalności sprzedaży zagranicznej wynosił ok. 13 proc. To najwięcej od 2011 r. Dlatego małe i średnie przedsiębiorstwa w obecnych warunkach powinny rozważyć sposoby optymalizacji kosztów produkcji i dystrybucji, które pomogą im utrzymać konkurencyjność na międzynarodowym rynku. Narzędzi umożliwiających ograniczenie ryzyka zmiany kursów walut na sprzedaż zagraniczną jest wiele.
– Jednym z najprostszych i najskuteczniejszych są transakcje terminowe forward. Polegają one na ustaleniu kursu wymiany waluty na określoną datę w przyszłości. Dzięki temu przedsiębiorstwa mogą zabezpieczyć się przed ryzykiem zmiany kursu, co eliminuje niepewność związaną z przyszłymi przepływami pieniężnymi. Do tego taka usługa jest bezpłatna. Konieczne jest jednak złożenie zwrotnego zabezpieczenia – mówi Radosław Jarema, dyrektor zarządzający Akcenty, instytucji płatniczej.
Najpopularniejsze sposoby
Kolejna metoda zarządzania ryzykiem walutowym to opcje - zapewniają one firmom prawo, a nie obowiązek zakupu lub sprzedaży waluty po określonym kursie w przyszłości. Są one jednak drogie.
– Ponadto skorzystanie z nich wiąże się z koniecznością zapłaty tzw. premii opcyjnej, której wysokość zależy od zmienności rynku oraz długości okresu ochrony. Dodatkowo, dla mniejszych przedsiębiorstw z ograniczonymi zasobami zrozumienie opcji i zarządzanie nimi może być skomplikowane i wymagać specjalistycznej wiedzy. To spora bariera dla efektywnego wykorzystania tego narzędzia – zwraca uwagę Radosław Jarema.
Kolejny sposób to hedging naturalny. Jest to strategia, która polega na dopasowaniu przychodów i kosztów w tej samej walucie. Dzięki temu można zredukować ekspozycję na ryzyko walutowe. Na przykład firma może kupować materiały w tej samej walucie, w której generuje przychody.
– To prosta i efektywna kosztowo metoda zarządzania ryzykiem walutowym, która nie wymaga korzystania z zaawansowanych instrumentów finansowych, tylko zarządzania finansami firmy oraz odpowiedniego planowania przepływów pieniężnych. Jednak jej zastosowanie często nie jest możliwe. Wiele firm nie może dopasować wszystkich kosztów i przychodów do jednej waluty – zwraca uwagę Radosław Jarema.
Jest jeszcze swap , który pozwala na efektywne zarządzanie ryzykiem walutowym w dłuższym okresie. Polega on na tym, że dwie strony wymieniają między sobą strumienie finansowe w różnych walutach na określony czas i po ustalonym kursie. To rozwiązanie szczególnie użyteczne dla firm, które mają długoterminowe zobowiązania w obcej walucie. Koszt swapa walutowego zależy od warunków rynkowych i prowizji pobieranych przez instytucje oferujące te usługi.
Pomocna technologia
Zdaniem Benjamina Avrahama, prezesa fintechu Okoora, platformy do zarządzania międzywalutowymi transakcjami dla MŚP, w zarządzaniu ryzykiem walutowym pomocna może być także globalna dywersyfikacja działalności.
– To taki naturalny hedging. Przykładowo, gdy dolar lub euro są silne, transakcje oparte na złotówkach mogą okazać się mniej opłacalne. Jednak kiedy sytuacja się odwróci, staną się one znaczącą częścią działalności przedsiębiorstwa. Dlatego warto zadbać, żeby partnerzy, z którymi współpracujemy, pochodzili z rynków słabo ze sobą skorelowanych. W różnych krajach i regionach rynki mogą reagować inaczej na globalne wydarzenia ekonomiczne. Znając te i inne zależności można lepiej chronić się przed ryzykiem związanym z problemami w jednym regionie – tłumaczy prezes Ookory.
Jego zdaniem dzisiaj bardzo pomocne w zarządzaniu ryzykiem walutowym są także rozwiązania oparte na big data i sztucznej inteligencji. Nawet najlepszy analityk nie jest bowiem w stanie sam przeanalizować wszystkich informacji z rynku. Potrafią to jednak komputery i programy, które na podstawie aktualnych danych mogą pomóc oszacować sytuację czy nawet zasugerować konkretne decyzje. Ostateczny ruch należy jednak zawsze do człowieka.
– Zautomatyzowane rozwiązania oparte na big data i sztucznej inteligencji są najbardziej efektywnym podejściem do złożonych kwestii związanych z zarządzaniem walutami. Wykorzystują najlepsze metodologie do oceny ryzyka oraz przewidywania sytuacji i nie są podatne na błędy ludzkie. Dodatkowo rozwiązania oparte na AI są wysoce skalowalne pod względem wielkości i zasięgu geograficznego, przez co stają się opłacalne – tłumaczy Benjamin Avraham.
Dodaje, że skorzystanie z automatyzacji pozwala zmniejszyć obciążenie pracą zespołów finansowych w firmie. Dzięki temu mogą one skupić się na innych obowiązkach.