Kto wypatrzył kanadyjską Quadrę? KGHM kupił ją, bo tak naprawdę chodziło o należące do niej złoża miedzi w Chile.
Chile to kraj, do którego warto wejść. Pochodzi z niego trzy czwarte światowego wydobycia miedzi. To, że powinniśmy tam być, wynika z opracowanej przez nas strategii rozwoju KGHM. Zakłada ona zwiększenie produkcji do 700 tys. ton miedzi górniczej rocznie. Pewnie 50 lat temu byśmy tam nie poszli, ale dziś Chile to kraj stabilny i przyjazny dla inwestycji. W historii KGHM były znacznie bardziej ryzykowne inwestycje, np. próba wejścia do Kongo w 1997 r. Firma nie była wtedy do tego przygotowana, brakowało jej doświadczenia i ostatecznie musiała się wycofać. Było wiele projektów wejścia do Chile, ale nigdy się nie udało. Dwa lata temu złożyliśmy ofertę na nabycie praw do złoża Sierra Gorda. Dysponowała nimi kanadyjska Quadra, ale 45 proc. postanowiła sprzedać. Wybrała jednak japoński koncern Sumitomo, który zaoferował lepsze warunki. Teraz, po przejęciu przez nas Quadry, dawny konkurent stał się naszym partnerem.
Oglądał pan osobiście złoża w Sierra Gorda?
Byłem na placu budowy kopalni i spotykałem się z tamtejszymi pracownikami już po zamknięciu transakcji. Wcześniej miałem okazję poznać inne kopalnie w tym rejonie. Natomiast złoże w Sierra Gorda oceniali moi najlepsi ludzie. W tym księżycowym krajobrazie pustyni Atacama zwracają uwagę setki energetycznych słupów i równe jak stół asfaltowe drogi dojazdowe. Złoże to jedno, a możliwość dobrania się do jego bogactwa to kwestia właśnie dobrej infrastruktury. Wszystko idzie zgodnie z planem. Nie będę wiele ryzykował, mówiąc, że za dwa lata rozpoczniemy produkcję. Sama Quadra ma złoża nie tylko w Chile, ale również w Kanadzie i USA oraz bardzo bogate w molibden złoża na Grenlandii. Nic dziwnego, że znalazła się na liście firm wskazanych także przez doradców jako ta, którą zdecydowanie warto kupić.
Jak Kanadyjczycy postrzegali KGHM? Czy nie byli zdziwieni, że przedsiębiorstwo z Europy Wschodniej chce kupić firmę z ich kraju?
Rzeczywiście, trochę ich to zaskoczyło. Przychodzi nieznana firma, która dotychczas nie dokonywała ekspansji za granicą, i mówi, że chce wszystko kupić. Nie znali nas, nie wiedzieli, co to jest KGHM. Gdy po raz pierwszy składaliśmy ofertę na nabycie praw do złoża Sierra Gorda, mogli sobie wyobrażać, że rzucają się na to ludzie bez doświadczenia, z kraju, w którym są białe niedźwiedzie. Ale nie poprzestaliśmy na próbie zakupu Sierra Gorda, zaczęliśmy ich zapraszać i pokazywać KGHM. Chodziliśmy tak koło siebie przez rok. Przyjechali, zobaczyli, jak prowadzimy naszą spółkę i jaki jest jej rozmiar. Ujrzeli nowoczesną firmę, profesjonalnie zorganizowaną. KGHM zrobił na nich duże wrażenie. W związku z tym zaczęliśmy rozmawiać o tym, czy kupno ich firmy przez KGHM ma sens. Nie powiedzieli „tak”, ale nie powiedzieli też „nie”. Wyczuliśmy jednak, że traktują nas jako partnera. Po jakimś czasie zarząd Quadry powiedział „tak”. Przygotowaliśmy profesjonalną ofertę, ale negocjacji nie prowadziliśmy na kolanach. Quadra była notowana na giełdzie i wystawiona na widok publiczny. Dlatego zarząd mógł dostarczyć nam wielu informacji. Mimo to nasi ludzie pojeździli po jej kopalniach. Byli wszędzie, poznali wszystkie aktywa, dotknęli dosłownie wszystkiego. Rozmawiali, z kim się dało, zapisywali w notesikach i laptopach, co można jeszcze udoskonalić i poprawić. To się nam bardzo przydało, gdy negocjowaliśmy ostateczną wartość umowy i przydaje się teraz, gdy przygotowujemy plan budowy wartości KGHM International.
Gładko poszło?
Nie było łatwo, zwłaszcza że oferowaliśmy tylko 15 dolarów za akcję. Tymczasem zarząd Quadry wraz ze swoimi doradcami twierdził, że minimum to 18. Ofertę złożyliśmy 14 listopada 2011 r. Mieli miesiąc na odpowiedź. Zgodę musiały wyrazić wszystkie organy ich spółki — przede wszystkim rada dyrektorów, czyli odpowiednik naszej rady nadzorczej. Powołała ona specjalny komitet złożony z trzech członków rady, wspomagany przez ekspertów zewnętrznych. Ten komitet, a potem rada i zarząd uznały, że oferta KGHM jest dobra. 6 grudnia ogłosili, że ją przyjmują.
Grał pan va banque?
Nasi doradcy sugerowali, że warto dać za Quadrę nawet 16,5 dolara. Usiedliśmy nad tym raz jeszcze z wiceprezesem finansowym Maciejem Tyburą i po burzy mózgów ustaliliśmy, że damy 15 dolarów za akcję i ani centa więcej.
Czy dowiedział się pan, co myśleli negocjatorzy z drugiej strony?
Nie wierzyli nawet w te 15 dolarów. Przesądziła rekomendacja jednej z firm doradczych działających przy giełdzie w Toronto, że to naprawdę godziwa cena, oraz ostatecznie akcjonariusze Quadry, którzy zagłosowali za przyjęciem oferty.
Transakcja nie spodobała się akcjonariuszom KGHM...
Rzeczywiście, po jej ogłoszeniu patrzyłem na monitory z notowaniami na giełdzie w Warszawie — akcje KGHM spadły o 7 proc. Dopiero gdy w TVN CNBC zacząłem wyjaśniać, jaki jest cel transakcji, nasze akcje poszły o 4 proc. w górę. Gdy dziś to analizuję, dochodzę do wniosku, że KGHM wciąż nie był traktowany jako firma, która ma długoterminową, strategię. Tymczasem określiliśmy w niej, co planujemy. Sprzedaliśmy Polkomtel i zapowiedzieliśmy, że skupimy się na podstawowej działalności oraz kupimy nowe aktywa. Rynek nam nie uwierzył.
Dlaczego?
Nie wiem. O planach zakupu Quadry z oczywistych względów nie mogliśmy informować zbyt wcześnie. Ale wiedzieli o tym ci, którzy powinni — na czele z największym akcjonariuszem.
Aby zamknąć transakcję, trzeba było jeszcze poczekać.
Czekaliśmy na zgodę akcjonariuszy Quadry. Termin walnego zgromadzenia wyznaczono na 20 lutego 2012 r. Około 73 proc. było za przejęciem przez KGHM. Przeciwni byli tylko ci, którzy kupili akcje Quadry po wyższej cenie, niż oferowaliśmy. Zgody na transakcję musiał udzielić również kanadyjski rząd. Musieliśmy obowiązkowo wypełnić specjalny formularz, który zawierał też pytanie: „Co zrobisz dla Kanady?”
Co zrobi pan dla Kanady?
To, co jest w interesie KGHM. Nie obiecaliśmy niczego więcej niż to, co wynegocjowaliśmy z Quadrą. Z jednym wyjątkiem: zapowiedzieliśmy, że dofinansujemy eksplorację złóż, co i tak planowaliśmy. Co ciekawe, musieliśmy też dostać zgodę rządu chińskiego. Dlatego, że 10 proc. naszej produkcji dostarczamy do Chin, a zakup Quadry przez KGHM ma wpływ na cały rynek. Takie są międzynarodowe zasady.
Czy to była dla pana transakcja życia? 9,5 mld zł, które zapłacił KGHM, trudno sobie nawet wyobrazić.
Absolutnie tak. Czułem to w czasie negocjacji. Psychologiczną barierą było 10 mld zł.
Kto oprócz pana przygotowywał tę transakcję? Jak wyglądała jej kuchnia?
Liderami byli Krzysztof Kubacki, szef departamentu ds. eksploracji i projektów zasobowych KGHM, oraz Jarosław Romanowski, dyrektor generalny ds. handlu i zabezpieczeń. Przygotowali projekt, a decyzja zapadła w moim gabinecie. Do transakcji byliśmy gotowi już w maju 2011 r. Cena za akcje Quadry na giełdzie w Toronto była jednak znacznie wyższa. Postanowiliśmy więc poczekać i zobaczyć, co będzie się działo na świecie. Opłaciło się, bo do jesieni cena spadła. Również jesienią nasza rada nadzorcza w pełnym składzie wyraziła poparcie dla przejęcia Quadry. Równolegle zaczęliśmy prace nad integracją obu firm. W lipcu 2011 r. powołaliśmy 18 zespołów, które przygotowywały integrację wszystkich działów: inwestycji, księgowości, finansów, eksploatacji, ochrony środowiska itd. Pracowało nad tym około 100 pracowników.
Zdawali sobie sprawę, że może nie dojść do transakcji?
Gdyby się nie udało, zostałoby doświadczenie. Mam naprawdę dobry team. Tworzyłem go od trzech lat, szkoliłem, jak przeprowadzać globalne transakcje. Bez niego przejęcie Quadry by się nie udało. Sporządziliśmy „białą księgę”, w której chronologicznie zapisaliśmy, jak przygotowywaliśmy się, a potem przeprowadziliśmy tę transakcję. Mam poczucie, że uczestniczyłem w czymś ważnym — dokonaliśmy w branży górniczej niesamowitego skoku.
W KGHM największym akcjonariuszem jest państwo. Nie obawiał się pan, że w przyszłości politycy doszukają się czegoś, co im się nie spodoba w tej transakcji?
Nie mam wątpliwości, że podejmowałem poważne decyzje. W dodatku musiałem mieć zaufanie do moich współpracowników, bo nie byłem w stanie na bieżąco, codziennie, kontrolować wszystkiego i wchodzić w każdy szczegół. Byłbym jednak zdziwiony, gdyby okazało się, że w czymś nie dochowałem należytej staranności. Z całą odpowiedzialnością mogę zapewnić, że interesy spółki zostały w sposób należyty zabezpieczone. Zostało to zresztą potwierdzone w ramach dodatkowej weryfikacji dokonywanej na zlecenie rady nadzorczej KGHM przez kancelarię prawną Weil, Gotshal, Manges oraz firmę konsultingową A.T.Kearney. Obydwa podmioty nie zgłosiły jakichkolwiek uwag prawnych do umowy i oceniły ją wysoko, uznając, że transakcja była profesjonalnie przeprowadzona. KGHM stał się globalną firmą. To właśnie dzięki takim firmom Polska zaczęła być wreszcie inaczej postrzegana na świecie. Niestety, może nie wszyscy w kraju tak to widzą. Przeciwnie, doświadczyliśmy trochę zazdrości, że wielkie transakcje robią jacyś chłopcy z prowincji.
Kiedy przejęcie Quadry przez KGHM przyniesie realne efekty?
Zadecyduje makroekonomia. Wszystko zależy od ceny miedzi na światowych rynkach. Ale prawdziwym sprawdzianem będzie to, czy uda nam się pełna integracja i obniżenie kosztów w ramach grupy. Do Kanady pojechało już sześć osób na czele z Jarosławem Romanowskim, który wszedł do zarządu KGHM International, jak dziś nazywa się Quadra.
Na moją serdeczną prośbę kanadyjskim KGHM kieruje nadal prezes Quadry Paul Blythe, który kierował firmą od 2004 roku i od początku naszych rozmów mówił, że kontynuować to dzieło powinien ktoś młodszy. Paul do końca sierpnia będzie pełnił funkcję prezesa, ale pozostanie z nami jako członek rady dyrektorów. Jego funkcję przejmie dotychczasowy wiceprezes Quadry Derek White.
Nie ukrywam, że chciałbym kierować KGHM jeszcze jedną kadencję* i doczekać 2014 roku, w którym zaczniemy wydobycie miedzi w Sierra Gorda. Będziemy tam produkować ponad 200 tysięcy ton miedzi rocznie po znacznie niższych kosztach niż obecnie w KGHM. Wtedy zobaczymy w pełni, jak trafna była to inwestycja.
* Kiedy wysyłaliśmy magazyn do druku, trwał konkurs na prezesa KGHM. Herbert Wirth ubiegał się o reelekcję.