Nietrudno być transatlantyckim optymistą, jeśli zignoruje się histeryzujących polityków, zrzędliwych ekspertów i nadąsaną prasę po obu stronach oceanu. Twarda retoryka płynąca z Waszyngtonu to szorstka miłość płynąca z serca. Czy każdy w Ameryce troszczy się o Europę? Nie. Czy to ma znaczenie? Niewielkie. Rzeczywistość jest taka, że stabilna, bezpieczna i zamożna Europa silnych, suwerennych narodów leży w interesie Ameryki.
W rzeczywistości zdrowa wspólnota transatlantycka jest żywotnym interesem USA i one to rozumieją. Gdyby Trumpowi nie zależało na Europie, nie traciłby czasu na Europejczyków, ale fakty są takie, że Gabinet Owalny poświęcił więcej godzin na kwestie związane ze wspólnotą transatlantycką — od wojny w Ukrainie przez handel, podział obciążeń w NATO aż po politykę cyfrową i wolność słowa — niż na jakiekolwiek inne portfolio polityki zagranicznej. Nie musicie mi wierzyć. Sami sobie zadajcie pytanie: jak wyglądałaby sytuacja Ameryki, gdyby Rosja i Chiny szalały po całej Europie, a problemy Bliskiego Wschodu i Afryki wlewały się jak woda przez pękającą tamę? Odpowiedzielibyście: byłoby to straszne dla Ameryki. Trump z tą odpowiedzią by się zgodził. Jeśli jest to jedyna poprawna odpowiedź, nie mógłby jej zaakceptować, gdyż są to złe wieści dla Ameryki.
Mimo to Trump jest niecierpliwym prezydentem. Ma przed sobą tylko trzy lata w Gabinecie Owalnym i jest zdeterminowany, aby zrealizować swoje dwa główne priorytety — pokój przez siłę oraz dobrobyt dla wszystkich Amerykanów. Nie może osiągnąć żadnego z tych celów bez przyjaciół i sojuszników. Problem polega na tym, że chce takich przyjaciół i sojuszników, jakich potrzebuje, a nie takich, jakich ma. Nasz niecierpliwy prezydent będzie nękał, naciskał, żądał i przymilał się, dopóki nie dostanie tego, czego potrzebuje, by uczynić Amerykę wielką.
Dobra wiadomość jest taka, że wiele, jeśli nie wszystko z tego jest korzystne dla naszych europejskich partnerów. Oto czego można się spodziewać na liście zadań.
NATO
Trump nie opuści ani nie porzuci NATO. Dlaczego miałby to robić po zainwestowaniu tak wiele, aby uzyskać wspólne nakłady na wspólną obronę? Z pewnością USA nie wykażą dużej cierpliwości dla wycofywania się ze zobowiązań. Z drugiej strony Waszyngton prawdopodobnie będzie faworyzował te kraje, jak np. Polska, które wychodzą przed szereg, inwestują we własną obronę i wnoszą swój sprawiedliwy wkład. W kwestii inwestycji obronnych USA nie oczekują, że zostaną wykluczone z partnerstwa w dostarczaniu zdolności obronnych — po części dlatego, że Ameryka oferuje możliwości, którym inni nie mogą dorównać, a także dlatego, że europejski przemysł obronny nie ma wystarczających mocy przerobowych, aby sprostać celom wydatkowym. Celem numer jeden USA jest utrzymanie tempa dozbrojenia Europy, ale tuż za nim plasuje się potrzeba partnerstwa z amerykańskim przemysłem obronnym, aby pomóc przyspieszyć dostawy zdolności i zyskać czas na europejskie dozbrojenie. USA wygrały debatę o podziale obciążeń, ale muszą ostrożnie zarządzać przesuwaniem ciężaru, aby nie nastąpił odwrót ani osłabienie w konwencjonalnym odstraszaniu. W miarę jak Zachód przechodzi do przyszłych ram bezpieczeństwa, kluczowe jest, aby nie stworzyć luki w odstraszaniu, która utrudniłaby ochronę interesów USA w perspektywie krótkoterminowej.
Ukraina
Prezydent chce wolnej i niepodległej Ukrainy, która potrafi sama się obronić. Chce zakończenia wojny. Oba te cele są dobre dla Europy i USA. Nie poświęci jednego dla drugiego. Kto wie, kiedy Putin zrezygnuje z wojny, ale rzeczywistość jest taka, że niezależnie od tego małe jest prawdopodobieństwo, by Waszyngton porzucił Ukrainę. Nie ma scenariusza, w którym USA czerpią korzyści z kontrolowania Ukrainy przez Rosję.
Choć problematyczne jest przewidywanie, jak i kiedy ta wojna się skończy, ważne jest, aby pamiętać, że przyszłe wojny nie wybuchają z powodu tego, jak kończą się obecne. Wybuchają z powodu tego, co zostanie zrobione — lub niezrobione — po wojnie. Prawdziwym testem dla Europy i USA będzie zaangażowanie w odbudowę silnej Ukrainy. Trump prawdopodobnie będzie w tym partnerem. Natomiast tak jak w przypadku przesuwania ciężaru wspierania wojny na Europę, należy oczekiwać, że od Europejczyków zażąda, aby w tej kwestii również wzięli na siebie odpowiedzialność.
Energetyka i środowisko
Jeśli jest jeden obszar polityki, w którym przyszłość można przewidzieć z pewnością, to jest nim zdecydowany i prawdopodobnie nieodwracalny zamiar Waszyngtonu, by naciskać na politykę zapewniającą tanią, obfitą i niezawodną energię. Trump spróbuje dokonać niemożliwego (pogodzić ogień z wodą), łącząc bezpieczeństwo energetyczne z przyszłym dobrobytem poprzez wspieranie miksu energetycznego opartego na realiach ekonomicznych i rynkach, wspierając eksport energii nie tylko z Ameryki, ale także z Afryki, Bliskiego Wschodu, Azerbejdżanu i Azji Centralnej.
Czy Rosja odzyska wkrótce wpływową rolę w europejskim miksie energetycznym, to dopiero się okaże. Nawet jeśli wojna skończy się jutro, nikt nie ufa Moskwie, a rosyjski sektor energetyczny został tak zniszczony, że jego odbudowa zajmie lata. Do tego czasu Europa może już nie mieć strategicznych zależności energetycznych, mając do wyboru wielu dostawców.
Ponadto wymuszona transformacja ekologiczna i cele NetZero są w Waszyngtonie tak martwe jak Cesarstwo Rzymskie. Nawet jeśli republikanie przegrają prezydenturę, istnieje małe prawdopodobieństwo, że amerykańscy wyborcy będą mieli apetyt na powrót do wysokich cen energii i fałszywych zielonych inwestycji, które okradają podatników.
Handel i inwestycje
Waszyngton żyje w świecie post-WTO (Światowa Organizacja Handlu) i ciągnie za sobą resztę globalnej gospodarki. Prawdopodobnie główne wysiłki Trumpa na rzecz zresetowania relacji handlowych zostały już podjęte, ale w relacjach z Europą — wciąż jednym z najważniejszych partnerów gospodarczych Ameryki — pozostaje wiele szczegółów do dopracowania. Istnieje spora szansa, że obie strony będą pracować nad wygładzeniem tych kwestii, ponieważ zarówno USA, jak też Europa muszą realizować agendę dobrobytu dla swoich wyborców. Decyzje dotyczące bezpośrednich inwestycji zagranicznych mogą z powodzeniem zastąpić umowy handlowe jako główny stymulant napędzający dyplomację ekonomiczną.
Cyfryzacja
Nie należy oczekiwać, że Waszyngton będzie bezczynnie patrzył i akceptował próby ograniczania amerykańskich innowacji technologicznych i ekspansji czy próby dominacji w przestrzeni sztucznej inteligencji. Prezydent postrzega te obszary jako kluczowe dla amerykańskiej strategii. Wydaje się bardziej niż chętny, by Europejczycy dołączyli jako partnerzy, ale nie będzie tolerował Brukseli działającej jak hamulec.
Chiny
W Europie rośnie świadomość wyzwania, jakie stanowią Chiny. W pierwszej kadencji Trumpa została podjęta próba zaangażowania Europejczyków we wspólne podejście do Pekinu. Europejczycy odpowiedzieli Waszyngtonowi stanowczym nie. Teraz odwrotnie — Europejczycy mówią o wspólnej agendzie transatlantyckiej, ale panuje przekonanie, że nie będzie co do tego konsensu i europejski program będzie rozwijał się fragmentarycznie. Mimo to wydaje się, że istnieje zamiar podjęcia działań na niektórych frontach.
Na przykład nowy rząd Niemiec, jak sam przyznaje, odłożył kwestię Chin na dalszy plan i dopiero teraz zabiera się za adresowanie egzystencjalnego wyzwania związanego z tym krajem. Instynkt rządu podpowiada prowadzenie twardszej polityki wobec Chin, choć to, ile z tego uda się przeforsować w ramach koalicji, pozostaje niewiadomą. Niemiecki sektor prywatny jest podzielony. W Niemczech i w Europie panuje poczucie, że USA nie są zainteresowane partnerstwem z Europą w kwestii Chin.
Wynika to z faktu, że Europejczycy nie mogą wnieść zbyt wiele do stołu, a Trump chce po prostu rozwiązać problem Chin samodzielnie. Aby to zmienić, Europejczycy muszą wykazać swoją przydatność. Nie sądzę, aby ta przydatność kiedykolwiek dotyczyła siły militarnej — chodzi raczej o partnerstwo gospodarcze i inwestycje.
Amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej, wicedyrektor think tanku The Heritage Foundation. Kieruje zespołem odpowiedzialnym za politykę obronną i zagraniczną USA.
