Karp nie znika z polskich stołów – wręcz przeciwnie. Jak podkreśla Krzysztof Pawliszyn, prezes Fair Fish, spożycie rośnie o 10-15 proc. rocznie. Kluczowe okazało się odejście sieci handlowych od sprzedaży żywych ryb.
– Dziś karp jest sprzedawany wyłącznie jako produkt przetworzony, a to zwiększa jego popularność – mówi prezes Fair Fish.
Pawliszyn zaznacza, że sam przewidział ten trend, dlatego w 2016 r. założył spółkę Fair Fish, która dziś przerabia ok. 1600 ton karpia rocznie i współpracuje z prywatnymi gospodarstwami rybackimi.
Od stawów po półki sklepowe
Fair Fish chwali się pełną integracją produkcji: hodowlą, transportem i przetwórstwem. Firma i jej udziałowcy posiadają łącznie ok. 2,5-3 tys. hektarów stawów.
– Możemy dziennie przemieścić nawet 150 ton żywego karpia. To przewaga, bo ryba szybko trafia do przetwórni – podkreśla Pawliszyn.
Sieci handlowe – od Lidla po Selgros – odbierają karpia głównie w listopadzie i grudniu, kiedy przypada 95 proc. rocznej sprzedaży. Aby wykorzystać moce produkcyjne przez cały rok, Fair Fish otworzył nową przetwórnię i wchodzi w przetwórstwo ryb morskich oraz oceanicznych, importowanych m.in. z Mauretanii i Maroka.
Susza i kadry: największe wyzwania
Hodowcy karpia coraz dotkliwiej odczuwają skutki suszy.
– Ryba to woda. Gdy jej brakuje, nie ma przyrostów, a czasem nawet nie da się karmić z powodu niskiego tlenu — mówi prezes Fish. Coraz częściej stawy trzeba napełniać już zimą, by zgromadzić zapas na lato.
Drugą barierą jest brak pracowników.
– Czynnik ludzki to dziś największy problem. Zgłasza się wielu kandydatów, ale spora część nie chce pracować legalnie – mówi Pawliszyn. Firma korzysta więc z pracowników poprzez pośredników, w tym z Ukrainy czy Ameryki Południowej.
Karp „szczęśliwy”, rynek perspektywiczny
Fair Fish stawia na ekstensywną hodowlę – bez granulatu, bez antybiotyków, głównie na zbożu.
– Nie idziemy w produkcję intensywną, bo nie pozwalają na to warunki wodne — podkreśla prezes.
Perspektywy ocenia jednak jednoznacznie pozytywnie. Polacy jedzą coraz więcej ryb, a niedobory gatunków morskich sprzyjają rozwojowi hodowli słodkowodnych.
– Dwa lata temu kupiłem kolejne gospodarstwo. Ludzie odchodzą od czerwonego mięsa — to szansa dla branży – podsumowuje.
