Dwa lata temu doszło do załamania się bańki spekulacyjnej na rynku srebra. Obecnie, choć metal ten nadal jest drogi, jego cena to już mniej niż 50 proc. poziomu z końca kwietnia 2011. Szczytów z 2011 r. nigdy nie poprawiło też złoto, a ceny 1920 USD za uncję czy niemal 50 USD za uncję srebra wydają się dziś abstrakcyjne.
Ostatnią falę wyprzedaży kruszców przypisuje się problemom Cypru. Od momentu osiągnięcia porozumienia w sprawie opodatkowania depozytów o Cyprze mówi się dużo mniej. Tym samym rynki zignorowały informację, że kraj ten będzie potrzebował więcej pieniędzy niż pierwotnie sądzono. Być może dlatego, że rząd w Nikozji szybko zapewnił, iż sam wygospodaruje brakującą sumę. Część tych pieniędzy, miała pochodzić ze sprzedaży rezerw złota, co miało w teorii zatrząść rynkiem. W praktyce rezerwy Cypru, niecałe 14 ton kruszcu, to wartość raczej śmieszna w skali rynku. Co więcej, fundusze ETF sprzedały już w tym roku około 200 ton złota i choć wpłynęło to na słabość rynku, nie spowodowało dotychczas jego załamania. Temat Cypru był zatem pikantnym pretekstem, zaś przecena ma dużo głębszy strukturalny powód.
W 2005 r., kiedy cena uncji złota wynosiła około 500 USD, popyt ze strony branży jubilerskiej przewyższał produkcję górniczą złota o 8 proc. Od tego czasu produkcja powoli, acz systematycznie wzrastała. Popyt jubilerski do czasu kryzysu mocno zniżkował, zaś od tego czasu nie bardzo się odrodził. W konsekwencji jest dziś 30 proc. niższy niż produkcja górnicza i nawet jeśli dodamy względnie stabilny popyt inwestycyjny, deficyt ten będzie wynosił niemal 15 proc. Od kilku lat wypełnia go popyt inwestycyjny w myśl zasady, że złoto jest tak atrakcyjnym aktywem w erze agresywnej polityki banków centralnych. Skoro jednak potrzeby fizycznego zastosowania systematycznie maleją, jasne jest, że cena może rosnąć tak długo, jak będzie przybywało inwestorów chcących kupować metal po coraz wyższych cenach.
Popularyzacja ETF w ubiegłej dekadzie zapewniła szeroki ich strumień, ale również on nie jest nieskończony. Wystarczy, aby inwestorzy przestali kupować złoto, a na rynku już powstanie nadpodaż. Wyprzedaż netto przynosi zaś efekty, które właśnie obserwujemy. Tak jak w przypadku rynku akcji, ceny mogą rosnąć w ogromnym tempie, jeśli hossa bazuje na oczekiwaniach, że kolejni inwestorzy odkupią je od nas po wyższej cenie.
Wcześniej czy później cena musi ustosunkować się do wartości bieżącej przyszłych przepływów pieniężnych. Na rynku złota określenie wartości godziwej jest bardziej kontrowersyjne, ale w przypadku perspektywy długiego okresu nadpodaży na rynku cena może przejściowo spaść nawet poniżej krańcowych kosztów produkcji uncji, które szacowane są wyraźnie poniżej 1 tys. USD. Dla inwestorów to kolejna lekcja, że każdy rynek wcześniej czy później musi powrócić do fundamentów.