Festiwal powstał z miłości do Kazimierza Dolnego i z pasji do muzyki. Włodzimierz Dembowski, wokalista zespołu Łąki Łan, miał już za sobą kilkanaście lat kariery na estradzie, a Michał Niewęgłowski zorganizował w Warszawie wiele koncertów. Pewnego dnia zamiłowanie Włodzimierza Dembowskiego do perły Lubelszczyzny, jak nazywany jest Kazimierz, i chęć Michała Niewęgłowskiego do organizowania muzycznych wydarzeń zbiegły się i zapadła decyzja: zróbmy coś dużego w Kazimierzu!
— Przyjeżdżałem do Kazimierza już parę ładnych lat, zacząłem jako dzieciak. Spędzałem tam coraz więcej czasu, praktycznie mieszkałem raczej w Kazimierzu niż w Warszawie. Wiele tego czasu kręciło się wokół muzyki, założyliśmy nawet zespół Dziady Kazimierskie — wspomina Włodzimierz Dembowski, wciąż zaangażowany w kilka muzycznych przedsiewzięć.
Zdawał sobie sprawę, że festiwal w Kazimierzu musi być spektakularny, nie może być kolejnym Open’erem w skali mikro.
— Kazimierz jest wyjątkowy pod względem przyrodniczym i architektonicznym. Chcieliśmy wykorzystać aurę i magię miasteczka. Pomogło nam w tym zżycie Włodka Dembowskiego z miastem. Nie mamy zamiaru robić kolejnej masówki, ani ścigać się z kimkolwiek na „duże” nazwiska — mówi Michał Niewęgłowski.
Przed Kazimiernikejszyn zorganizował kilka niemałych koncertów uznanych zagranicznychwykonawców: Balkan Beat Box, Loreeny McKennit, Johna McLaughlina. Z kolei Włodzimierz Dembowski poznał specyfikę letnich imprez od strony występującego. Kameralny, ale znowu nie taki mały festiwal to jednak było coś nowego. Ułatwieniem było to, że muzyk znał wielu artystów i zespołów i mógł im zaproponować występ na swoim festiwalu „po znajomości”. Impreza wystartowała w 2014 r.
— Za pierwszym razem, chociaż mieliśmy wszystko przemyślane i przygotowane, popełniliśmy masę błędów. Uratowało nas wsparcie, po pierwsze, lokalnej społeczności, po drugie, wolontariuszy, a po trzecie, moja prywatna znajomość z występującymi na naszej scenie muzykami — żartuje Włodzimierz Dembowski.
Walka na kolory i korzenne wąwozy
Scena, ustawiona w kamieniołomie na obrzeżach miasta niedaleko wiślanego wału, gościła już Voo Voo, Katarzynę Nosowską, Lao Che i gospodarzy — Łąki Łan. Ale wieczorne koncerty to tylko jedna z atrakcji. Festiwal odbywa się w całym mieście. W tych dniach Kazimierz staje się jeszcze bardziej oryginalny. Na rynku można spotkać tańczące postacie ze słuchawkami na uszach, zdarza się, że każda pląsa w innym tempie i stylu — to silent disco. W każdej chwili i w każdym miejscu — czy to na cmentarzu, czy w wąwozie ze słynnymi korzeniami, czy w wiatraku nad Wisłą — można zostać zaskoczonym przez liczną grupę maszerujących i uśmiechniętych ludzi — to spacery z Paprodziadem, czyli alter ego Włodzimierza Dembowskiego. Latająca w powietrzu farba to walka na kolory. Jest też plaża z atrakcjami, strefa nudy, balonowa piłka nożna, strefa komplementu... Nic dziwnego, że niektórzy pracownicy piastują stanowisko aranżera przyjemności.
— Chcemy znaleźć zdrową równowagę, wiadomo, że festiwal będzie się rozwijał. Nie planujemy wzrostu liczby sponsorów — dołączy jeszcze może jeden — ani dodawania drugiej, trzeciej czy czwartej sceny, by przyjechało do nas kilkadziesiąt tysięcy osób. Nasza górna granica to 11 111 gości — żartuje Michał Niewęgłowski.
Gruby karnet albo petarda
Mimo „bezspinkowego” podejścia festiwal jest przedsięwzięciem jak najbardziej poważnym. Jego budżet przekroczył już pół miliona złotych, z czego połowę pochłaniają gaże artystów. Wspierają Kazimiernikejszyn władze miasta, biorą udział w festiwalu miejscowe galerie, restauracje, kluby i nawet kazimierska Ochotnicza Straż Pożarna. Jest duża rozpiętość cen karnetów — od 60 zł za jeden dzień po kilkaset złotych za opcję z noclegami.
— Nauczeni pierwszą edycją zaczęliśmy czujniej pilnować kosztów. Negocjujemy z artystami, stale wspierają nas miejscowi restauratorzy i hotelarze, część spraw organizacyjnych, jak choćby elementy do produkcji sceny, udało się załatwić dzięki burmistrzostwu. Zmienił się sposób karnetowania, tzn. niektóre atrakcje są dla części karnetów dodatkowo płatne 5 lub 10 złotych, a nie jak było na początku w cenie karnetu. Mamy coraz więcej chętnych wystawców przyjeżdżających z jedzeniem i innymi rzeczami, którzy płacą nam za obecność na festiwalu — dodaje Michał Niewęgłowski.
Ale klimat braku przesadnej troski nadal się unosi nad festiwalem, na co wskazują nazwy karnetów: Gruby, Konkret, Petarda... Wielopoziomowa wioska hamaków, joga na boisku, warsztaty medycyny naturalnej — takie aktywności odbiegają od tego, co się dzieje podczas klasycznych, dużych festiwali. Kazimiernikejszyn dorobił się już nawet lutowej edycji — Zimiernikejszyn, kiedy zestaw atrakcji poszerza o m.in. bitwę na śnieżki, kulig czy zjazdy na dętkach.
— Co by się działo i w którą stronę by poszedł festiwal, będzie to przede wszystkim takie miejsce i wydarzenie, na jakie sami chcielibyśmy pojechać, spędzać tam czas i się bawić. Mamy zespół ludzi, który musimy utrzymać, bo bez nich nie możemy funkcjonować, ja księgowości nie poprowadzę. A do organizacji festiwalu popchnęło mnie pozornie przypadkowe spotkanie z Michałem Niewęgłowskim w radio przy okazji premiery płyty Dziadów Kazimierskich „Kazimiernikejszyn”. Michał powiedział, że ma pomysł na wyjątkowy festiwal, ale brakuje mu wyjątkowego miejsca... Tak to się zaczęło — opowiada Włodzimierz Dembowski.
Festiwal rośnie z roku na rok, to jedna z najciekawszych, a być może najoryginalniejsza propozycja kulturalna na lato. Napędzany chęcią podzielenia się dobrym samopoczuciem i wspólnym spędzaniem czasu w wyjątkowym miejscu, jest jednocześnie ciekawym przedsięwzięciem organizacyjnym. I, jak zachęcają organizatorzy: „Przekmiń, wyobraź sobie żywiołowe koncerty, czysta petarda, żadnego zamulania, grane przez muzyków, którzy nade wszystko cenią zabawę i kontakt z publiką. Dodaj pełen chill nad rzeką, w lesie i kazimierskich wąwozach, z hamakami, leżakami, „domkami” na drzewach i masażami w kilku technikach. Do tego freakowe aktywności, takie jak balonowa piłka nożna, rajd rowerowy 250-metrowym tunelem z lampą czołówką, landkiting, konkurencje sprawnościowe, bieg wąwozami i inne przygody. I mnóstwo ciekawych ludzi. Wyobrażasz sobie?”. &
Atrakcje Lato 2016
7-10 lipca wystąpią: Kapela ze Wsi Warszawa, Łąki Łan, Marika, Organek, Dziady Kazimierskie, Zeus, November Project, Chonabibe, Psio Crew.
Piłka 5555 — 5 minut gry, 5 drużyn, 5 zawodników, 5 piłek; Paprykolaba — orkiestra warzywna.
Przygody: Durniej — turniej rzeczy durnych, w pozytywnym tego słowa znaczeniu; Spacer z głową w chmurach; Rajd rowerem w tunelu; Paprowędrówki — wersja rodzinna vs. wersja intensywna; Samochód loteria — rzuty kostką decydują, w którą strefę festiwalową pojedziesz;
Poza tym: Wspólne śniadanie na kazimierskim rynku; Wielkie malowanie mandali; Palenie koguta — cytując organizatorów: „Spotkacie koguta w Kamieniołomach, gdzie będą koncerty. Przypinajcie do niego napisane na kartkach życzenia, żale, podziękowania. Coś co Wam leży na sercu, ciąży lub pozytywnie rozpiera. W festiwalową sobotę go spalimy”.
NA ZDJĘCIACH:
Uzupełniające się kontrasty. Włodzimierz Dembowski (z lewej) i Michał Niewęgłowski, organizatorzy festiwalu, podkreślają jego wyjątkowość. Kazimiernikejszyn to spowolnienie czasu w zielonych wąwozach czy knajpach na rynku i energetyczne koncerty. Filozoficzny kontakt z naturą i niekończąca się impreza...
Na scenie. W 2015 r. wystąpił m.in. raper Grubson, czyli Tomasz Iwanca. Jego muzyka to czysta energia.
Duża dawka humoru. Wojownicy walczą na kolory. Bitwę prowadzi aranżer przyjemności.