Propozycja Komisji Europejskiej na pozór brzmi okrutnie — likwidacja stoczni i sprzedaż majątku zakładów. Dla rządu byłaby to prestiżowa i polityczna porażka. Dla stoczni jednak szansa na nowy początek (tylko szansa, ale gwarancji nie da dzisiaj nikt). Uwolnione od bagażu długów stocznie mogłyby wznowić działalność, chociaż zapewne przy mniejszym zatrudnieniu. Ale takie rozwiązanie wystawiłoby rząd na ostrzał opozycji i związkowców.
Rząd może podjąć kolejną próbę przekonania Komisji Europejskiej do swoich
racji i może zyskać jeszcze kilka miesięcy. Pytanie jednak, w jakiej sytuacji
będą stocznie za owe kilka miesięcy. Wszak już od dłuższego czasu funkcjonują
one w stanie zawieszenia, który utrudnia wszelkie biznesowe negocjacje — nie
tylko w sprawie ewentualnej prywatyzacji, ale również nowych kontraktów na
statki. Trudno zamawiać statki w stoczni, co do której nie ma pewności, czy za
rok będzie istniała. Propozycja KE jest bolesna . Ma jednak jedną
niezaprzeczalna zaletę — zakończyłaby stan niepewności wokół tej branży. Rząd
nie musi się na ten scenariusz zgadzać, powinien jednak poważnie wziąć go pod
uwagę. Zwłaszcza jeśli nie ma żadnego asa w rękawie.