Ich argumentacja była wyjątkowo merytoryczna — oto rekiny globalnego biznesu, które swoją pazernością, nieodpowiedzialnością i brakiem wyobraźni wpuściły setki milionów zwykłych ludzi w życiowe dramaty, żądają teraz miliardów ze środków publicznych na ratowanie ich fortun. Faktycznie, w uproszczeniu właśnie taka była generalna filozofia i gospodarcza recepta tegorocznego szczytu w Davos, odbywającego się pod hasłem "Shaping the Post-Crisis World", czyli "Ukształtujmy pokryzysowy świat".
Z imponującej listy partnerów WEF od ubiegłego roku zniknęło kilka żelaznych pozycji. Tradycyjnymi dobrodziejami Davos, licytującymi się w wystawności bankietów, były m.in. czołowe amerykańskie banki inwestycyjne, bezpośrednio odpowiedzialne za nadęcie balonu, którego eksplozja wywołała kryzys. W tym roku partnerem był podmiot "Bank of America — Merrill Lynch". Przypomnijmy, że ten drugi człon został we wrześniu wchłonięty przez pierwszy. Na podobnie miękkie lądowanie miał nadzieję bank Lehman Brothers, ale zbankrutował i zniknął całkowicie. Generalnie winowajcy żądający chórem publicznej pomocy tak naprawdę się kryzysem nie przejmują — patrz liczba dnia na str. 3.
Tegoroczne forum odwiedziła wyjątkowo liczna — nawet jak na standardy Davos — grupa polityków sprawujących aktualnie władzę. Profesor Klaus Schwab, inicjator i przewodniczący WEF, prowadzenie paneli z udziałem najważniejszych zostawiał dla siebie. Przybyli m.in. premierzy Chin, Japonii, Rosji, Niemiec, Wielkiej Brytanii — chociaż trafili się również tacy, którzy uznali się za gwiazdy świecące zbyt mocno, chociażby prezydent Nicolas Sarkozy. Wielkim nieobecnym był rzecz jasna prezydent Barack Obama, ale z powodów zrozumiałych — jego wielka światowa premiera odbędzie się dopiero 2 kwietnia w Londynie, na drugiej sesji G-20. Forum w Davos wielokrotnie odnosiło się do nadchodzącego szczytu i teoretycznie służyło wypracowaniu jego decyzji.
Obecni na WEF ministrowie handlu z ponad dwudziestu kluczowych państw oświadczyli, że wkrótce możliwe jest zakończenie handlowych negocjacji WTO w ramach tzw. rundy Dauha. Oni takża wiążą nadzieje z londyńskim szczytem. To dosyć optymistyczna informacja, jako że światowy kryzys powoduje zdecydowany wzrost tendencji protekcjonistycznych, a nie skłonność do liberalizacji handlu. Gospodarka już sprawdziła na sobie, że wszelkie próby blokowania importu w celu ochrony miejsc pracy na krajowym podwórku tylko pogłębiają recesję — za to są bardzo nośne politycznie. Jeśli forum w Davos rzeczywiście przyczyni się do sukcesu rokowań WTO, to będzie największy z niego pożytek.