Podcięta piramida demograficzna Polski uniemożliwiła dalsze jego utrzymywanie. Ratunkiem miał okazać się model kapitałowy, w którym emerytura finansowana jest ze składek zgromadzonych przez samego ubezpieczonego na jego koncie i pomnożonych o zyski z inwestycji.
Polska reforma ostrożnościowo połączyła oba modele i nazwała je filarami — pierwszy trzyma Zakład Ubezpieczeń Społecznych, drugi zaś budują otwarte fundusze emerytalne (OFE). Czystym chciejstwem okazał się dodatkowy filar trzeci. Mogły sobie nań pozwolić jedynie przedsiębiorstwa, dla których ograniczenia kosztowe jawiły się abstrakcją — niektóre spółki skarbu państwa. Podobnie wirtualny okazuje się emerycki dobrobyt z reklam OFE, które dziesięć lat temu tak zażarcie walczyły o klienta.
Jednak najbardziej zapadającym się w grząskie piaski
filarem okazał się Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, administrowany przez ZUS.
Jego lawinowo rosnący deficyt przytłacza już budżet państwa. W tym stanie rzeczy
nawet można zrozumieć nerwowe ruchy decydentów rządowych, zmierzające do
wyssania części pieniędzy z filaru drugiego do pierwszego. Wątpliwe jednak, czy
taka nieskoordynowana operacja wzmocni całą konstrukcję.