Komentarz Jacka Zalewskiego: Pięć lat, które nie są chlubą świata

Jacek Zalewski
opublikowano: 2008-03-20 08:27

Piąta rocznica amerykańsko-brytyjskiego ataku na Irak skłania do refleksji, że nie było to wydarzenie, którym świat może się chlubić.

Dzisiaj wiadomo na pewno to, co wtedy przypuszczaliśmy — że Saddam Husajn nie miał nic wspólnego z atakiem na World Trade Center i nie dysponował żadną bronią zagrażającą ludzkości, a wszelkie zarzuty zostały spreparowane przez wywiad na zamówienie polityków. Rzecz jasna był zbrodniarzem, ale w wymiarze krajowym. Od wielu podobnych mu dyktatorów odróżniło go jedynie to, że doczekał się kary.


Przypomniałem sobie nasze komentarze sprzed pięciu lat. Oto kilka charakterystycznych tytułów: „Walka będzie krótka, kłopoty dzień po”, „Armie ruszyły, a rynki czekają”, „Kiedy zamilkną działa, zaczną się interesy”. Globalny charakter miała wówczas teza, że jest to cywilizacyjna wojna o bezpieczeństwo, które stanie się impulsem do ożywienia gospodarczego. Dzisiaj widać, że wszyscy chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze.

Mnie najbardziej zdumiewa psychiczna wytrzymałość społeczeństwa amerykańskiego. Akurat tuż przed atakiem na Irak oglądałem w Waszyngtonie pomniki poległych w Korei i w Wietnamie (każda z tych wojen pochłonęła powyżej 50 tys. zabitych Amerykanów) i naiwnie wtedy myślałem, że graniczną liczbą trumien z Iraku może być trzysta, no, najwyżej pięćset. Tymczasem nadeszło ich już 4 tysiące i końca nie widać, a protesty antywojenne nijak się nie mają do tych z czasów wietnamskich.

Dla nas całkiem nowa była okoliczność, że oto polscy żołnierze, którzy od zakończenia drugiej wojny światowej regularnie uczestniczyli w misjach ONZ, pierwszy raz wysłani zostali na prawdziwą wojnę. Decydujący o tym politycy unikali i unikają tego określenia, oficjalnie jest mowa o pokojowej misji, siłach stabilizacyjnych, co najwyżej o interwencji — tymczasem to zwyczajna wojna. Z misji Polacy raczej nie wracali w trumnach okrytych biało-czerwonymi flagami, a jeśli czasem trafiała się śmierć, to w wypadku, zupełnie jak w kraju.


Bilans udziału Polski w wojnie irackiej wychodzi zdecydowanie na minus. Politycznie zyskaliśmy w Ameryce, za to wiele straciliśmy w Europie. Wojskowo — niewątpliwie doświadczenia zdobyte w Iraku byłyby nieosiągalne w warunkach poligonowych. Gospodarczo — niestety, to pole największej klęski w zestawieniu z naiwnymi nadziejami. W sumie wychodzi, że jesienią tego roku naprawdę najwyższy czas się z Iraku zwijać…