Kompromis ulotny – ciekawe, ile przetrwa

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-07-28 20:20

Ursula von der Leyen wybrała mniejsze zło i w niedzielę skapitulowała w imieniu Unii Europejskiej wobec Donalda Trumpa w jego obiekcie golfowym w Szkocji na poziomie amerykańskich kompromisowych ceł 15-procentowych.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Haracz umiarkowany jest bezdyskusyjnie znacznie lepszy niż realnie grożący od 1 sierpnia dwukrotnie większy 30-procentowy, który zresztą nakręcałby spiralę odwetowych ceł unijnych. Analizując skutki kompromisu, wypada przypominać zobiektywizowany bilans wymiany handlowej ponad Atlantykiem. W 2024 r. według Brukseli – która w tych obliczeniach jest bardziej wiarygodna od Waszyngtonu – nasza strona w handlu towarami odnotowała nadwyżkę 198 mld EUR, natomiast w wymianie usług, zwłaszcza z najwyższej półki technologicznej, dominowały oczywiście USA z przewagą 148 mld EUR. Netto zatem nadwyżkę około 50 mld EUR rzeczywiście osiągnęła UE, ale ta kwota stanowiła zaledwie 3 proc. całej wymiany ponad oceanem.

Wbrew triumfalnym deklaracjom Donalda Trumpa porozumienie ze Szkocji nie jest żadną epokową umową w rozumieniu prawa międzynarodowego. To po prostu obietnica prezydenta, że w swoich jednostronnie wprowadzanych w obszarze celnym USA rozporządzeniach dotrzyma ogłoszonych publicznie stawek. Przewodnicząca Komisji Europejskiej analogicznie obiecała wycofanie się z dotkliwych ceł odwetowych. Biznes z ogromnymi nadziejami oczekuje od politycznych decydentów pewności, ale realnie wzniesione zostały zamki na piasku, a dosłownie na falach Atlantyku. Notabene doktryną Donalda Trumpa jest uznawanie szczegółowych umów nie tylko podpisanych, lecz także ratyfikowanych zgodnie z całą konstytucyjną procedurą, za świstki.

Sztandarowym przykładem są losy paryskiego porozumienia klimatycznego COP21 z 2015 r. Procedurę ratyfikacyjną wszczął jeszcze Barack Obama, ale Donald Trump po pierwszym objęciu w 2017 r. prezydentury natychmiast ogłosił wycofanie Stanów Zjednoczonych, ale trwało to długo, nie dopiął procedury do 2020 r. Joseph Biden niezwłocznie po objęciu Białego Domu w 2021 r. dokończył ratyfikację. Obecnie Donald Trump oczywiście realizuje ponowne wyjście USA z klimatycznego Paryża, przy czym procedury Organizacji Narodów Zjednoczonych są tak rozciągnięte w czasie, że znowu… może mu nie wystarczyć czasu do końca kadencji. Jeśli zaś w 2028 r. wygra kandydat demokratyczny, to USA znowu staną się stroną porozumienia COP21.

Ulotność kompromisu ze Szkocji wywołała u mnie nostalgiczne wspomnienie TTIP – Transatlantic Trade and Investment Partnership. Nie ze względu na zawartość merytoryczną, lecz prawniczą solidność, wręcz opokowość. To gigantyczne porozumienie gospodarcze, nie tylko handlowe, lecz także inwestycyjne, negocjowane było w latach 2013-2016. Jego celem było stworzenie między Stanami Zjednoczonymi Ameryki a Unią Europejską strefy wolnego handlu, w której jakieś tam cła byłyby wręcz niewyobrażalne. Ze względu na skalę TTIP wymagało ujednolicenia wielu norm technicznych oraz usunięcia barier handlowych i inwestycyjnych. Wobec ukrywania przez obie strony szczegółów umowy proces negocjacyjny wywoływał protesty społeczne, co bardzo istotne – w państwach Unii Europejskiej. W 2014 r. przymuszona KE opublikowała selektywne materiały informacyjne oraz obszerne promocyjne, które jednak nie obejmowały szczegółów negocjowanych zapisów. W tamtym kontekście po naszej stronie Atlantyku z pewną ulgą przyjęte więc zostało w 2016 r. pierwsze prezydenckie zwycięstwo Donalda Trumpa, ponieważ oznaczało ono automatycznie wyrzucenie TTIP do kosza. Formalnie tylko zawieszenie, ale bardzo charakterystyczna była okoliczność, że podczas kadencji Josepha Bidena negocjacje nie zostały już wznowione. Dzięki czemu przynajmniej w tym temacie Donald Trump obecnie nie musi nic wyrzucać i we własnym mniemaniu sięga po historyczną chwałę uzgodnieniami z jego szkockiego ośrodka golfowego.