Konstytucja jest, ale to nie koniec

Mira Wszelaka
opublikowano: 2004-06-21 00:00

Trudny kompromis w sprawie traktatu konstytucyjnego może postawić pod znakiem zapytania jego ratyfikację.

Po burzliwych negocjacjach nad treścią traktatu konstytucyjnego UE przywódcy 25 państw osiągnęli w piątek upragniony kompromis. To, czy okaże się on trwały, zdecydują najbliższe miesiące.

Warunki ugody zostały chłodno przyjęte w wielu europejskich krajach. Część chciała jej odrzucenia, uważając ją za zbyt skomplikowaną. Jedna trzecia niezadowolonych już zapowiada ratyfikację traktatu w drodze referendum. Tak będzie też w Polsce.

Premier Marek Belka triumfalnie obwieścił wielki sukces.

— Ta wersja projektu daje Polsce pozycję mocniejszą niż Traktat Nicejski — przekonuje.

Na czym jednak polegały poprawki do projektu konwentu? Przywódcy zatwierdzili poprzednio bojkotowany przez Polskę nowy system podejmowania decyzji w Radzie UE podwójną większością państw i obywateli. Tym razem do akceptacji spraw, w których nie obowiązuje prawo weta, potrzebnych będzie co najmniej 55 proc. państw (nie mniej niż 15) reprezentujących co najmniej 65 proc. liczby ludności. W projekcie konwentu proponowano 50 i 60 proc. Do zablokowania potrzeba więc będzie ponad 45 proc. państw lub 35 proc. ludności minimum czterech krajów. Polska wywalczyła tzw. „hamulec bezpieczeństwa”, który pozwala na odwlekanie decyzji przez „rozsądny czas”, ale wniosek musi złożyć co najmniej 26,25 proc. ludności UE (walczyliśmy o 20 proc.). Zapis nie pojawi się jednak w traktacie, a w osobnej deklaracji, co obniża rangę regulacji. W zakresie sprawiedliwości i spraw wewnętrznych, polityki zagranicznej i walutowej do podjęcia decyzji trzeba będzie 72 proc. państw i 65 proc. ludności. Nowy system ma wejść w życie 1 listopada 2009 r.

Utrzymano zasadę „jeden kraj jeden komisarz”. Zamiast prezydenta UE ma być rotacyjne przewodnictwo grupowe trzech krajów przez 18 miesięcy.