Koronawirus znów rozdaje karty na GPW

Adam Torchała
opublikowano: 2020-10-11 22:00

Nowe obostrzenia sprawiły, że na giełdzie znów można zaobserwować zachowania inwestorów znane z pierwszego lockdownu. Ale trzeba pamiętać, że reakcja branż i spółek może być inna niż wiosną.

Przeczytaj i dowiedz się:

  • Na czym polegają "pandemiczne schematy inwestowania"
  • Jakimi kryteriami kierują się obecnie inwestorzy
  • Na co warto zwracać uwagę w spółkach produkcyjnych...
  • ...a na co w tych, pracujących z klientami detalicznymi

Mocne zwyżki notowań spółek biotechnologicznych, kosmetycznych i szeroko rozumianych firm „koronawirusowych” oraz wyraźne spadki kursów niektórych firm odzieżowych, gastronomicznych czy turystycznych — to nie giełdowa migawka z wiosennego lockdownu, ale opis końcówki minionego tygodnia na GPW.

Forum

Decyzja o objęciu całej Polski zasadami obowiązującymi w „żółtych strefach” sprawiła, że inwestorzy wrócili do pandemicznych schematów inwestowania. Natychmiast w odstawkę poszły spółki, które na rosnących obostrzeniach sanitarnych mogą stracić, do mody wróciły zaś firmy, którym wirus niestraszny, a pandemia może nawet podbić ich zyski.

I choć żółtej strefie daleko w ograniczaniu swobód do wiosennego lockdownu, to jednak trend jest jasny: znów obserwujemy ekspansję koronawirusowych restrykcji. Tym bardziej że rosnący licznik zakażeń pozwala przypuszczać, że być może żółte strefy nie są ostatnim zwiększeniem obostrzeń, jakie zafunduje obywatelom rząd.

Obawy te przeniosły się i na giełdę, gdzie znów odporność na lockdown stała się jednym z kluczowych kryteriów w doborze akcji przez inwestorów. O ile sama logika takiego postępowania wydaje się jak najbardziej słuszna, o tyle warto przestrzec przed bezrefleksyjnym powielaniem schematów z wiosny.

Przemysł sobie poradzi

Po pierwsze, nadal trudno wyobrazić sobie powrót do pełnego lockdownu. Rosnące wskaźniki zachorowań i zajętych łóżek będą wprawdzie prowadziły do wzrostu obostrzeń sanitarnych, ale scenariusz z zamknięciem znanym z wiosny wydaje się mało prawdopodobny. Jest ono zbyt kosztowne w stosunku do efektów. Po drugie, spółki mają już doświadczenia z wiosny i niektóre są znacznie lepiej przygotowane. To sprawia, że będą nieco odporniejsze na wirusowe ciosy. Po trzecie, poprzedni lockdown pokazał, że nie wszystko inwestorom udało się przewidzieć. Panika sprawiła, że niektóre rodzaje ryzyka wyolbrzymiono, niektóre zaś po prostu się nie spełniły. Tak było np. w szeroko rozumianym przemyśle. Zamknięcie zakładów odbiło się na przychodach i zyskach, ale wiele film pozytywnie zaskakiwało inwestorów pandemicznymi wynikami. Spadki bądź były niewielkie, bądź nawet niektórym firmom udawało się notować wzrost. Teraz dodatkowo o utrzymanie ciągłości może być nieco łatwiej.

— Jestem bardzo mile zaskoczony ciągłością linii produkcyjnych i łańcuchów dostaw w pandemii. Także tych globalnych. W marcu i kwietniu nawet jak zakłady miały 2-3 tygodnie przestoju, to jednak szybko okazało się, że niczego nie brakuje. To działało nawet w krajach wielokrotnie mocniej dotkniętych niż Polska. Firmy są już teraz przygotowane, mają kamery do mierzenia temperatury, specjalne strefy, które zapobiegają mieszaniu się grup pracowników, wypracowane procedury i te rzeczy będą zmniejszały ryzyko w przemyśle. Nawet jeżeli będą zachorowania, to nawet w mniejszym składzie osobowym powinno się udać utrzymać ciągłość produkcji — tłumaczy Piotr Żółkiewicz, przewodniczący komitetu inwestycyjnego w Zolkiewicz & Partners.

Nieco trudniej mają firmy, które pracują bezpośrednio z klientem detalicznym. Wraz ze wzrostem liczby zakażeń i obostrzeń może rosnąć skłonność do pozostawania w domu. Niektóre firmy, takie jak np. deweloperzy mieszkaniowi, kwiecień w zasadzie mogły spisać na straty. Tutaj także widać próby przystosowania się do sytuacji. Na przykład Echo w procesie rezerwacji mieszkań wdrożyło m.in. spotkania online z doradcami, a także prezentacje projektów i ich najbliższej okolicy za pomocą wirtualnej rzeczywistości (VR). Mimo wszystko jednak ryzyko w przypadku branż z bezpośrednią sprzedażą jest nieco wyższe niż w przypadku przemysłu. To oczywiście ma swoje konsekwencje, poprzez powiązania biznesowe może się bowiem rozlewać na inne branże, ale będzie to mimo wszystko proces, a nie szok.

Rozwarstwiona odzieżówka

W spółkach nastawionych na klienta detalicznego wciąż jednak warto badać poziom przygotowania na trudniejsze czasy. Oczywiście oprócz zadłużenia i płynności — a więc analizy czysto finansowej — warto także spojrzeć, jak spółka przepracowała ostatnie miesiące. Dobrym przykładem jest tutaj odzieżówka, gdzie widać spore różnice pomiędzy poszczególnymi podmiotami.

— Branża odzieżowa była jedną z najbardziej poszkodowanych w marcu i teraz również odczuje skutki zwiększenia obostrzeń sanitarnych. Różnica polega jednak na tym, że wtedy mocno spadały wszystkie spółki, teraz natomiast będziemy obserwowali rozwarstwienie. Duże firmy, takie jak np. LPP czy CCC, miały czas, żeby się przygotować, i w ostatnich kilku miesiącach w dużej części przestawiły się na e-commerce. Ich sprzedaż ucierpi, ale poradzą sobie lepiej niż małe spółki, które nie były w stanie rozbudować e-commerce, jak np. Monnari — tłumaczy Piotr Żółkiewicz.

Ekspert zaznacza, że dodatkowym problemem branży może być także pora roku. Jesień i zima to dla odzieżówki najlepszy sezon, ponieważ „grube” ubrania mają wyższe marże, a jeżeli ludzie nie będą wychodzili na zewnątrz, zapotrzebowanie na tego typu ubrania może spaść, co mocniej odbije się na wynikach niż spadek sprzedaży ubrań wiosennych. Biorąc pod uwagę indeksy sektorowe, najmocniej — obok odzieżówki — poszkodowaną branżą ostatniego lockdownu były banki. Te nawet na początku października wykazywały chęć do odbicia, ta jednak została zdławiona nowymi obostrzeniami.

— W bankach mamy ryzyko kredytowe po stronie klientów indywidualnych i firmowych, które z każdym lockdownem rośnie, a wraz z nim rośnie ryzyko odpisów i strat z nimi związanych. Pandemia jest jednak uwzględniana już w kursach banków, więc spadki powinny być łagodniejsze — tłumaczy Żółkiewicz.

Kto może zyskać?

Są jednak również branże, które mogą zachować się zupełnie inaczej niż podczas wiosennego lockdownu.

— W marcu bardzo mocno spadały notowania dystrybutorów IT, jak np. Asbisu czy AB. Okazało się jednak, że przez to, że mamy pracę z domu, szkołę z domu, potrzeba dodatkowych laptopów, kamer, monitorów i akcje tych firm szybko znalazły się na wieloletnich szczytach. Teraz nie powinny już tak spadać, wszyscy bowiem już wiedzą, że obecna sytuacja im pomaga i przedłużająca się pandemia będzie podnosiła sprzedaż sprzętu — wyjaśnia Żółkiewicz.

To zresztą otwiera zupełnie nowy temat spółek, które na wzroście obostrzeń skorzystają. I to na dwóch polach. Z jednej strony mamy bowiem fundamenty, na które pandemia może pozytywnie oddziaływać, np. w branży e-commerce, z drugiej same notowania, które nie zawsze wiążą się z fundamentami. Po reakcji inwestorów widać, że znów do łask wróciły spółki, które w ostatnich miesiącach notowały spektakularne rajdy, ale później mocno spadały. Tutaj w wielu (choć nie wszystkich) przypadkach okazywało się, że główną rolę odgrywała spekulacja, a fundamenty koniec końców nie nadążały za rozdmuchanymi oczekiwaniami inwestorów.

Będzie to zatem prawdziwy test pokazujący, czy inwestorzy odrobili lekcję z poprzedniej hossy i nieco rozważniej podejdą do kwestii wycen spółek bądź to obiecujących złote góry, bądź produkujących po prostu przydatne w trakcie pandemii produkty, którym sprzedaż wprawdzie wzrośnie, ale o kilkadziesiąt, a nie kilkaset procent. Tutaj także może dojść do zmiany faworytów, czas bowiem zweryfikował niektórych ulubieńców spekulantów i o powtórzenie takiej gorączki jak z wiosny i wakacji może być trudniej.