Można to uznać za przewrotność lub rozsądek. Punktem wyjścia do dyskusji w ramach rozpoczętego w środę w Katowicach Europejskiego Kongresu Gospodarczego stało się widmo nadchodzącego unijnego kryzysu. Taka wizja mogła zaskoczyć uczestników imprezy zorganizowanej w kraju, który szczyci się dziś wzrostem gospodarczym, nikłym bezrobociem i nadwyżką budżetową.

— Kongres odbywa się po raz dziesiąty i tak się składa, że dziesięć lat temu mieliśmy w Europie kryzys finansowy i stawialiśmy czoła wyzwaniom związanych z budżetem europejskim. Dziś mamy przed sobą nowe wyzwania, o których dziesięć lat temu nawet nie mieliśmy pojęcia. Dlatego musimy rozmawiać o nowej Europie — powiedział Jerzy Buzek, poseł do Parlamentu Europejskiego i jego przewodniczący, a także były premier Polski.
Dobrał rozmówców z doświadczeniem w zarządzaniu kryzysem i przeprowadzaniu reform.
Razem, by przeżyć
Pod tezą o grożącym Europie kryzysie ochoczo podpisał się Herman Van Rompuy, emerytowany przewodniczący Rady Europejskiej i były premier Belgii w latach 2008-09.
— Możemy się spodziewać kryzysu finansowego, choć nie sposób przewidzieć, kiedy i jak w nas uderzy. Europa jest dziś bardziej zadłużona, niż była w 2009 r. — podkreślił Herman Van Rompuy.
O ile typ nadchodzącej katastrofy pozostaje niewiadomą, o tyle reakcja Europy powinna być — według Hermana Van Rompuya — oczywista.
— Potrzeba większej integracji Unii Europejskiej, a nie mniejszej. To nie zawsze jest popularne, ale historia takie działania nagradza. Dowodem może być poprzedni kryzys, związany ze strefą euro. To była dla Unii walka na śmierć i życie. Zareagowaliśmy wspólnie i przeżyliśmy — tłumaczył unijny polityk.
Solidarność to postawa, którą widzi nie u każdego.
— Jest grupa państw, które na każdą propozycję odpowiadają „nie”. Potrzebne jest tymczasem pozytywne podejście — uważa Herman Van Rompuy.
Granice tylko dla biednych
Obawy związane z nadchodzącym kryzysem podziela George Papandreu, premier Grecji w kryzysowych latach 2009-11.
— Spójrzcie na stosunki Stanów Zjednoczonych z Iranem, na wojnę handlową, na wyzwania, z którymi mierzy się nasza demokracja.Nie przeżyjemy bez solidarnej współpracy — mówił George Papandreu.
Były grecki premier, wnuk polskiego imigranta, za szczególnie ważne wyzwanie uważa migrację. Wspólnej europejskiej odpowiedzi jednak nie widzi.
— Zaszokował mnie w pewnym momencie były brytyjski premier David Cameron, który chciał zamknąć granice swojego kraju przed imigrantami z Grecji. Nie chciał jednak tych granic zamknąć przed greckim kapitałem czy przedsiębiorcami. To oznacza, że chodziło po prostu o niewpuszczanie osób biednych. Skończmy z tą ksenofobią — podkreślił George Papandreu.
Sercem w kryzys?
Skoro kryzys nadchodzi, czy można się przed nim obronić? Alexander Stubb, były premier Finlandii w latach 2014-15, nie widzi w tym roli dla polityków.
— Politycy nie powinni przypisywać sobie zasług związanych ze wzrostem gospodarczym. Tak samo nie powinni być przesadnie obwiniani za kryzysy. Politycy tworzą otoczenie, ale prawdziwą pracę wykonuje sektor prywatny — uważa Alexander Stubb, dziś wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Z oburzeniem zareagowała na te słowa Iveta Radicova, była premier Słowacji w latach 2010-12.
— Nie będę bawić się w wizje kryzysu, którego nie da się uniknąć. Ostatni kryzys finansowy, sprzed dziesięciu lat, był do uniknięcia i jesteśmy za niego odpowiedzialni — uważa Iveta Radicova.
Jako socjolog, za podstawowe wyzwanie Europy uważa pogłębiające się różnice społeczne, kreujące zwycięzców i przegranych.
— Dlatego, gdy ktoś chwali się wzrostem gospodarczym, ludzie pytają: czyj to wzrost? Bo nie mój — podkreśliła Iveta Radicova.
Odpowiedzią na te pytania nie powinna być — jej zdaniem — polityka makroekonomiczna.
— Europa musi dać obywatelom poczucie ludzkiej godności. Dać serce — uważa była słowacka premier. © Ⓟ