Wraz z odwołaniem 1 lipca stanu zagrożenia epidemicznego COVID-19 przestały obowiązywać regulacje korzystne dla firm, które traciły wypłacalność z jego właśnie powodu. W konsekwencji przedsiębiorcy muszą stosować się do wymagań zawieszonych przez tzw. moratorium upadłościowe, wprowadzone na czas pandemii koronawirusa.
Pandemiczny wyłom
Dzięki temu moratorium niewypłacalność, która powstała w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego (albo stanu epidemii) COVID-19 i z jego przyczyny, nie wymagała od firmy złożenia wniosku upadłościowego w ustawowym terminie obowiązującym przed pandemią. Zgodnie z tymi tymczasowymi przepisami, bieg terminu na złożenie takiego wniosku po prostu się nie rozpoczynał, a rozpoczęty ulegał przerwaniu – z zastrzeżeniem, że po okresie epidemii zacznie biec na nowo.
– To pozwalało przedsiębiorcom na podejmowanie prób ratowania firm, które utraciły wypłacalność ze względu na pandemię koronawirusa, bez obawy, że spotkają ich sankcje za niezłożenie wniosku o ogłoszenie upadłości we właściwym terminie. Jednak pod warunkiem, że do niewypłacalności doszło w związku z COVID-19 oraz w trakcie obowiązywania stanu epidemii bądź zagrożenia nią, ogłaszanego rozporządzeniem ministra zdrowia. Dlatego 1 lipca jest bardzo ważną datą dla wszystkich borykających się aktualnie z problemami w terminowym regulowaniu zobowiązań pieniężnych – mówi Hubert Zieliński, doradca restrukturyzacyjny w kancelarii Filipiak Babicz Legal.

1 lipca jest dniem “powrotu” stosowania zawieszonych regulacji. W związku z tym od tej daty rozpoczyna się ustawowy bieg 30 dni, w trakcie których przedsiębiorcy, którzy utracili wypłacalność ze względu na pandemię COVID-19, są zobowiązani do złożenia wniosków o ogłoszenie upadłości, albo ewentualnie do otwarcia postępowania restrukturyzacyjnego bądź zawarcia układu z wierzycielami zatwierdzonego przez sąd. Niewywiązanie się z tej powinności niesie poważne konsekwencje.
– Sankcje za naruszenie obowiązku złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości są dotkliwe. Mogą polegać zarówno na orzeczeniu zakazu prowadzenia działalności gospodarczej i zajmowania stanowisk w spółkach prawa handlowego do 10 lat, jak i na obciążeniu członków zarządu osobistą odpowiedzialnością majątkową za długi spółki. Natomiast zgodnie z prawem karnym niedopełnienie tego obowiązku przez członków zarządu i likwidatorów spółek jest zagrożone karą pozbawienia wolności do jednego roku – wyjaśnia doradca.
Analiza zadłużeń
Hubert Zieliński zwraca uwagę, że ewentualne zadania dla firm wynikające z prawa upadłościowego powinny być teraz poddane analizie we wszystkich podmiotach, które z powodu pandemii COVID-19 utraciły zdolność do terminowego regulowania bieżących zobowiązań pieniężnych. W przypadku spółek jest to konieczne także wtedy, gdy ich zadłużenie od ponad 24 miesięcy przekracza wartość posiadanych aktywów. Podkreśla, że “odwieszenie” od 1 lipca obowiązków związanych z występowaniem o ogłoszenie upadłości dotyczy szczególnie przedsiębiorstw, które mają przeterminowane długi starsze niż 90 dni.
– Polskie prawo przyjmuje domniemanie, że poważne problemy z wypłacalnością ma firma zalegająca z płatnościami w okresie dłuższym niż 90 dni. Powinna więc złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości. W razie ewentualnego procesu sądowego to przedsiębiorca bądź osoba zarządzająca spółką będzie musiała wykazać, że mimo tak znacznych opóźnień w płatnościach jest w stanie uregulować swoje zobowiązania – tłumaczy Hubert Zieliński.
Radzi, aby jak najszybciej przedsiębiorcy zdiagnozowali swoją sytuację. Przypomina, że terminowe złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości lub wszczęcie jednego z sądowych postępowań restrukturyzacyjnych i ich otwarcie zwalnia z odpowiedzialności wynikającej ze stanu niewypłacalności.
Wielu przedsiębiorców nie jest jednak świadomych konsekwencji niezgłoszenia na czas upadłości. Przyznaje się do tego aż 52 proc. członków zarządu średnich i dużych firm objętych badaniem przeprowadzonym przez Biostat na zlecenie firmy Grant Thornton i kancelarii Filipiak Babicz Legal. Tylko 48 proc. zdaje sobie sprawę, że za upadłość kierowanych przez nich firm odpowiadają osobistym majątkiem.
– Co czwarty członek zarządów średnich i dużych firm nie wie, że niezłożenie w terminie wniosku upadłościowego może skutkować ich osobistą odpowiedzialnością. To zaskakujące, bo takie przepisy obowiązują od wielu lat, a praktyka pokazuje, że wierzyciele - prywatni i publiczni - w przypadku niemożności uzyskania środków od niewypłacalnego podmiotu często kierują swoje roszczenia właśnie do członków zarządów – komentuje wyniki badania Justyna Nykiel, radca prawny z Kancelarii Prawnej Grant Thornton.
Jednocześnie zaledwie co trzecia firma deklaruje, że systemowo monitoruje ewentualne wypełnienie przesłanek o upadłości i jest w stanie z wyprzedzeniem wychwycić ten moment. 55 proc. respondentów, u których takiego systemu nie ma, tłumaczy, że nie widzą zagrożenia upadłością, a po 17 proc. wskazuje na brak odpowiednich zasobów (np. pracowników) lub właściwych procedur. Tymczasem według tego samego badania 22 proc. przedsiębiorców obawia się, że zostaną zmuszeni do ogłoszenia upadłości w ciągu najbliższych dwóch lat.
Nie będzie lekko
W tym roku liczba niewypłacalności firm w Polsce może wzrosnąć o 18 proc. – prognozuje ubezpieczyciel kredytów kupieckich Allianz Trade w raporcie o globalnych problemach z wypłacalnością. Wskazuje przy tym na wiele rynkowych przyczyn, których skumulowanym efektem są powszechne problemy finansowe polskich firm.
– Przede wszystkim drastycznie wzrosły koszty finansowe wykazywane w raportach spółek, pochłaniając większość ich marż – mówi Sławomir Bąk, członek zarządu Allianz Trade w Polsce.
W ocenie ubezpieczyciela kłopoty wynikają nie tylko z kosztów energii i komponentów. Nie bez znaczenia są też wyższe stopy procentowe. Według Allianz Trade dodatkowym problemem dla polskich przedsiębiorców - na dotychczas niespotykaną skalę - jest też presja płacowa. Jak podano w raporcie, wiele branż musi oferować wyższe stawki, nie tylko równe inflacji, ale nawet wyższe od niej (z powodu realnego niedoboru siły roboczej).