Tygodnik "Newsweek" sprawdził, kiedy warto wstrzymać się z zakupem własnego mieszkania.
- Na pewno wówczas, gdy będziemy musieli zaciągnąć kredyt na 100 procent wartości nieruchomości, bez wkładu własnego. A nasze wymarzone mieszkanie kosztowałoby relatywnie dużo – około 400 tysięcy złotych lub więcej. W tej sytuacji raty kredytu byłyby relatywnie wysokie – uważa Aleksandra Szarek-Ostrowska, niezależny analityk rynku nieruchomości.
Eksperci Open Finance policzyli, jaka jest różnica cenowa między kupnem nieruchomości a kosztami najmu w przypadku najbardziej popularnych dwupokojowych lokali. Przyjęli że z banku pożyczymy 380 tys.( tyle kosztują takie mieszkania w Warszawie). Założyli też, że raty (równe) będziemy spłacać przez 30 lat. Niestety, na ich wysokość wpłyną dodatkowe obciążenia, np. ubezpieczenie niskiego wkładu (przy braku wkładu marża kredytu wzrasta o około 1 pkt proc.).
Rata kredytu w tym przypadku wyniesie 2465 zł. Do miesięcznego kosztu należy jednak doliczyć czynsz, powiedzmy 300 zł. Opłaty za media trzeba ponosić tak czy inaczej, więc nie uwzględniamy ich w naszej symulacji. Zatem łącznie jest to 2765 zł
Takie mieszkanie można wynająć za 2150 zł miesięcznie (43 zł za metr kw.) z już wliczonym czynszem. Różnica wynosi więc nieco ponad 600 złotych miesięcznie, 7,2 tys. zł rocznie.
Rata kredytu, która odpowiadałaby wysokości opłat za najem, to około 1850 zł. Taką ratę osiągniemy, jeśli pożyczymy 290 tys. zł, czyli 100 tys. zł wyniesie nasz wkład własny.
- 600 złotych miesięcznie to stanowczo za mało, by w ciągu dwóch, trzech lat uzbierać na 10-20 procent wkładu własnego – przyznaje Aleksandra Szarek-Ostrowska. – Znam jednak osoby, które wolały przez pewien czas wynajmować i zaciskać pasa. W ten sposób odłożyły kwotę, która znacznie obniżyła wysokość ich miesięcznych rat. Determinacja potrafi zdziałać cuda.
