Lawina niewypłacalności w Polsce. Kac po marżowym eldorado czy liberalne prawo?

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-12-08 14:16

Z danych Allianz Research wynika, że polskie firmy bankrutują na potęgę i wyróżniają się negatywnie na tle reszty świata. Są dwa wyjaśnienia: albo kac po marżowym eldorado jest u nas większy, albo prawo restrukturyzacyjne jest po prostu bardziej liberalne.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Liczba niewypłacalności ostro w górę, wbrew danym makro

Polska gospodarka wyróżnia się negatywnie pod względem wzrostu liczby niewypłacalności firm. Według najnowszego raportu Allianz Research liczba niewypłacalności zwiększyła się w 2025 r. aż o 499 proc. względem średniej z lat 2016–19. To najwyższa dynamika spośród 44 analizowanych rynków. Dla porównania: na Węgrzech odnotowano wzrost o 121 proc., na Słowacji o 46 proc., w Niemczech o 22 proc., a w Czechach spadek o 11 proc. Odstajemy więc drastycznie od reszty państw regionu.

To o tyle zaskakujące, że na poziomie makroekonomicznym widzimy istotne przyspieszenie wzrostu gospodarczego, umiarkowanie silnego konsumenta i generalnie poprawiające się nastroje w biznesie. A jednak twarde dane o niewypłacalnościach sugerują, że wcale nie jest kolorowo. Widać to też doskonale w sprawozdaniach finansowych spółek. Udział przedsiębiorstw generujących zysk (czyli dodatni wynik finansowy) zmniejszył się ze szczytu na poziomie 78 proc. w pierwszej połowie 2022 r. do 71,6 proc. obecnie, co oznacza wynik poniżej długookresowej średniej (73,5 proc.).

Marże lecą w dół

Widać dużą presję na marże w niemal każdym sektorze. W przemyśle wskaźnik rentowności netto spadł z prawie 7 proc. w latach 2021–22 do 4,8 proc. obecnie, podczas gdy długookresowa średnia wynosi 5,3 proc. W handlu jest to spadek z ponad 3,5 proc. do 1,9 proc. (średnia: 2,0 proc.). W transporcie i magazynowaniu obserwujemy zjazd z 6 proc. do 4,2 proc., a w IT z 8 proc. do nieco ponad 4 proc. Marżowe eldorado się skończyło. Jest to negatywny skutek szybkiego spadku inflacji, a dokładniej asymetrii czasowej w dostosowywaniu się cen i płac do szoku kosztowego. Zazwyczaj mechanizm wygląda tak: najpierw mocno reagują ceny dyktowane przez firmy (o ile pozwala na to popyt w gospodarce), a rosnące koszty są z nawiązką przenoszone na konsumentów. To podnosi przychody, marże i rentowność. Dopiero w drugiej fazie dostosowują się płace, co z kolei obniża – a raczej normalizuje – marże.

Do tego doszły jednak inne niekorzystne elementy: wysokie realne stopy procentowe i stagnacja na rynkach eksportowych. Wiele firm przemysłowych i transportowych, w tym z sektora MŚP, jest mocno nastawionych na eksport, który słabnie przez stagnację w Niemczech i rosnący realny kurs walutowy Polski. To bardzo bolesny miks dla mniejszych podmiotów nastawionych na sprzedaż zagraniczną.

Dlaczego Polska wypada tak źle

Pytanie jednak brzmi: dlaczego u nas liczba niewypłacalności rośnie tak szybko na tle innych państw? Przecież kraje naszego regionu i ogólnie wiele gospodarek jest poddanych tym samym tarciom. Boom cenowy i wzrost stóp realnych miał powszechny charakter. Można wymienić kilka hipotez wyjaśniających tę anomalię.

Struktura długu. Większość kredytów obrotowych i inwestycyjnych w Polsce opiera się na zmiennych stopach procentowych, podczas gdy w krajach Europy Zachodniej dominują stopy stałe. Dlatego zacieśnienie monetarne (WIBOR) mocniej uderzyło w krótkim okresie w polskie firmy. Nawet na Węgrzech, czyli w kraju naszego regionu, dominuje w finansowaniu firm stała stopa. Szybciej rosnące koszty pracy na tle innych rynków. Polska notuje jeden z najwyższych wzrostów płacy minimalnej w UE oraz najszybszy wzrost realnego kursu walutowego (szybko rosną płace, a złoty się umacnia). Jednocześnie sektor MŚP jest u nas mocno pracochłonny, a nie kapitałochłonny, co przy ekspozycji na eksport musi istotnie uderzać w finanse firm. Wreszcie: szok energetyczny. Choć ostatnio ceny energii na giełdzie spadają, polskie firmy płacą wciąż relatywnie więcej za prąd niż np. w Hiszpanii czy Francji, a przy tym mamy wysoce energochłonny przemysł, co uderza w jego rentowność.

A może winne są przepisy?

Niewykluczone jednak, że te wszystkie czynniki fundamentalne w niewielkim stopniu wyjaśniają aż tak gigantyczną różnicę między Polską a resztą świata. Mianowicie: ten wynik może być w pewnym sensie artefaktem statystycznym. Dlaczego? W te 499 proc. wzrostu wchodzą nie tylko bankructwa, ale także postępowania restrukturyzacyjne. A ponieważ w Polsce w ostatnich latach mocno zliberalizowano przepisy dotyczące restrukturyzacji (najpierw w wyniku pandemii, a potem przekształcono je w stałe rozwiązania), ogłoszenie restrukturyzacji stało się dużo łatwiejsze. Wiele firm z tego korzysta, zamiast ogłaszać od razu bankructwo lub trwać w zatorach płatniczych. W innych krajach bariera wejścia w takie procedury może być wyższa.

To wyjaśniałoby tak ogromną dysproporcję między nami a innymi krajami. Owszem, mamy wiele zjawisk, które mocno naciskają na finanse firm, ale tak drastyczny odskok w statystykach to najpewniej efekt nałożenia się problemów ekonomicznych na liberalne prawo.