Leasing wybrał inną formę
Ubezpieczenia spłat należności leasingowych znikają z rynku. Niechętni są im zarówno sami ubezpieczyciele, jak i leasingodawcy.
Jeszcze na początku lat 90. na rynku ubezpieczeń pojawiały się propozycje ubezpieczania rat leasingowych. W swojej ofercie posiadało je kilka firm ubezpieczeniowych, m.in. Compensa i Polisa. Wzbudziły spore zainteresowanie leasingodawców, skuszonych perspektywą całkowitego bezpieczeństwa swoich kontraktów.
— Przez dwa lata ubezpieczaliśmy wszystkie umowy leasingowe. Potem okazało się, że to się nam nie opłaca, bo składki były wyższe niż potencjalna strata z powodu niespłacania rat przez klienta. Zrezygnowaliśmy więc — mówi Dariusz Baran, prezes giełdowego Centrum Leasingu i Finansów.
Obecnie ubezpieczenie to prawie już nie funkcjonuje. Podstawową trudnością jest precyzyjne określenie ryzyka transakcji leasingowej. Ma to zasadnicze znaczenie dla wyliczenia składki i zakresu odpowiedzialności ubezpieczyciela.
— Ustalenie tego ryzyka nie jest proste. Firmy ubezpieczeniowe miały z tym problemy. Występował też konflikt interesów. Ubezpieczyciele chcieli pobierać wyższe składki niż ewentualne spłacane kwoty w ramach odszkodowania, a leasingodawcy nie chcieli płacić składek wyższych niż wynosiłaby strata z powodu nieściągalności rat. Obie strony nie widziały tu interesu, więc produkt znika z rynku — tłumaczy Piotr Czyżak, szef KPL.
Dodaje, że ubezpieczenie to pogarszało konkurencyjność oferty danej firmy, bo zwiększało koszty umowy. Ceny składek były przerzucane na leasingobiorców, ponieważ wliczano je w wartość rat.
— Obecnie znacznie prostszymi i korzystniejszymi metodami zabezpieczenia interesów firm lea-singowych jest np. przewłaszczenie na leasingodawcę rzeczy należących do klienta na wypadek niespłacania przez niego rat, stosowanie zastawów rejestrowych, ustanawianie hipoteki lub poręczeń — informuje Jerzy Kobyliński, prezes Futura Leasing.
Jarosław Królak