LEKTURY
Polska turystyka biznesowa
Stołeczne hotele są na ogół nieźle przygotowane do pomocy biznesmenom w ich pracy. W odosobnionych centrach można skorzystać z telefonu, faksu, teleksu, można w ciszy popracować, skorzystać z internetowych wiadomości giełdowych w świecie. Ruchome ścianki są w stanie z niewielkich salek konferencyjnych uczynić ogromną salę bankietową, a kuchnia oferuje zarówno dania typowo polskie, jak i kuchni europejskiej.
Standard — no cóż, jest różny. Niestety obowiązujące ceny nie mają na ogół nic z nim wspólnego.
— Zagraniczni turyści są często zdziwieni cenami w naszych hotelach. Są one zdecydowanie za wysokie, nie tylko w stolicy, ale i w innych polskich miastach — dodaje Ewa Słowik.
Większość polskich miast dysponuje zbyt małą liczbą miejsc noclegowych. W Poznaniu, jeśli ktoś przyjeżdża na targi, pokój w hotelu musi rezerwować z półrocznym wyprzedzeniem.
W innym przypadku ryzykuje nocleg w promieniu 30 km od miasta. Problemy z miejscami są także w Krakowie, Częstochowie, Zakopanem i Trójmieście. Znalezienie noclegu w hotelu w Krakowie w środku sezonu jest prawie niemożliwe. Podobnie w Gdańsku, Gdyni i Sopocie. Ostatnio coraz bardziej popularna staje się inna forma turystyki — tak zwana integracyjna. Polega ona na tym, że pracownicy rozrzuconych po całym kraju filii danej firmy spotykają się co jakiś czas w jednym miejscu. Pretekstem jest zazwyczaj jest podnoszenie kwalifikacji, czyli szkolenia. Wówczas wchodzi w grę znalezienie noclegów i wyżywienia dla co najmniej 100 osób.
„Nowy Rynek“, nr 19/98