Nie jest specjalnym odkryciem stwierdzenie, że kuchnia libańska należy do najlepszych na Bliskim Wschodzie. Sporo w niej warzyw, czosnku, cebuli i ziół. Opiera się wyłącznie na świeżych produktach. Jest w niej także mięso — świetna baranina. Setki lat kulinarnych tradycji wielu różnych kultur z mocno zaznaczoną krótką okupacją francuską. Trudno sobie odmówić, zwłaszcza z dobrym
winem. Oczywiście libańskim.
Odwiedziliśmy warszawską Le Cedre (niedaleko czterech śpiących). Z góry zakładaliśmy, że libańskich win tam nie będzie. A były, z legendarnym Chateau Musar na czele (199 zł). Z dań skoncentrowaliśmy się na mezze (sałatki, pasty, dipy) z nieodłącznym chlebem pita. Wybraliśmy te z zestawu Jbeil (110 zł na 2 osoby). Przystawek było dziewięć — od łagodnego Hommous (puree z cieciorki) po ostre Tajine — pasta z łososia w sosie sezamowym. Największe wrażenie zrobiła na nas Tabouleh — sałatka z natki pietruszki. Mezze to paleta smaków i aromatów.
Z win trzeba było wybrać coś uniwersalnego. Daliśmy się namówić na libańskie Chardonnay, Domaine Wardy
(118 zł) ze słynnej doliny
Bekka. Podane w lodzie
— świetny akompania-
ment dla mezze z Jbeil.
Wyszliśmy, delikatnie
się oblizując. Niedźwiedzie naprzeciwko też, ale chyba po czymś innym. Można przepytać dozorcę.
Mezze z Jbeil plus
Chardonnay, Domaine Wardy
Restauracja libańska Le Cedre
Al. Solidarności 61, Warszawa
Stanisław J. Majcherczyk