Właściciel firmy Tradex działającej w branży nieruchomości od kilkudziesięciu lat inwestuje na rynkach kapitałowych. Po intensywnym dniu pracy szuka przestrzeni na rozwijanie pasji. Mówi, że dają mu energię, pozwalają się zregenerować i spojrzeć na codzienność z nowej perspektywy.
– Dzięki pasjom łatwiej zachować równowagę między wymagającą pracą a czasem dla siebie i bliskich. Dbanie o wewnętrzną harmonię to nie luksus, lecz konieczność, szczególnie gdy codzienność nie odpuszcza – mówi Liwiusz Krawczyk, przedsiębiorca, inwestor i kolekcjoner dzieł sztuki.
Jednym z jego hobby jest pływanie, dzięki któremu może się zresetować – wyciszyć i uspokoić, a przy okazji utrzymać dobrą kondycję fizyczną. Drugie to szachy.
– Nie jestem zawodnikiem, ale gra sprawia mi ogromną przyjemność i daje satysfakcję intelektualną. Pasją do szachów zaraziłem syna – kilka lat temu zdobył tytuł mistrza Polski do lat 14 w szachach klasycznych. Świadomość, że miałem w tym udział, jest dla mnie bardzo cenna – przyznaje Liwiusz Krawczyk.
Przez wiele lat grał w tenisa, co nauczyło go pokory i koncentracji. Z uwagi na różne zobowiązania odpuścił regularne treningi, ale gdy tylko czas pozwala, sięga po rakietę.
Pasja, która wycisza i generuje zyski
Najważniejszą rolę w jego życiu odgrywa sztuka, która – jak przyznaje przedsiębiorca – w jego rodzinnym domu niekoniecznie była na pierwszym planie. Obcowanie z nią nie tylko doskonale go relaksuje, lecz także pozwala złapać dystans i często jest impulsem do refleksji, dlatego śledzi wydarzenia artystyczne i regularnie bierze w nich udział.
– W moim rodzinnym domu wisiały na ścianach dwa obrazy – jeden przedstawiający konia, drugi, zgodnie z tradycją lat 80. i 90., wizerunek Żyda z monetą namalowany na desce. To nie była jednak sztuka rozumiana jako wyraz twórczości, symboliczny przekaz czy estetyczne przeżycie. Raczej dekoracja z funkcją przypominania. Mój ojciec powtarzał, że najważniejsze w życiu są oszczędność i rozsądek finansowy – obraz Żyda z monetą miał nam o tym codziennie przypominać. W jakimś sensie udało mu się zaszczepić we mnie tę żyłkę – tyle że z czasem znalazła wyraz w zupełnie innej przestrzeni – wspomina inwestor.
Kiedy był dzieckiem, rodzice nie zabierali go do muzeów. Tym bardziej nie rozmawiali o artystach. Zainteresowanie sztuką pojawiło się u niego zdecydowanie później z potrzeby dywersyfikacji majątku, ale – jak podkreśla – z czasem przerodziło się w coś znacznie głębszego.
– Można powiedzieć, że lekcje ojca o oszczędzaniu otworzyły we mnie drzwi do świata sztuki, tylko niekoniecznie w sposób, jakiego by się spodziewał – żartuje Liwiusz Krawczyk.
Uważa, że jego relacja ze sztuką wyrosła z analizy rynku, doświadczenia inwestycyjnego i stopniowego zanurzania się w wartości artystyczne – to nie tylko hobby, lecz także element sposobu myślenia i działania. Choć zainteresowanie kulturą było podyktowane pobudkami inwestycyjnymi – szukał aktywów, które byłyby mniej skorelowane z tradycyjnymi rynkami finansowymi, a jednocześnie miały realny potencjał wzrostu wartości w długim horyzoncie – szybko zrozumiał, że sztuka jest czymś więcej niż alternatywną formą lokowania kapitału.
– To przestrzeń, która angażuje człowieka w sposób kompletny – intelektualnie, emocjonalnie, estetycznie. Każdy kontakt z dziełem to okazja do refleksji, interpretacji, emocji. Sztuka uczy pokory – bo nie daje się zamknąć w tabeli excelowej, a jednocześnie wymaga uważności, cierpliwości i wyczucia. Z czasem okazało się, że kolekcjonowanie wciąga mnie głębiej, niż przypuszczałem. Zacząłem się uczyć: chodziłem na wystawy, rozmawiałem z kuratorami, śledziłem rynek i historię sztuki. Dziś mogę powiedzieć, że to, co zaczęło się jako dywersyfikacja portfela, stało się ważną częścią naszego życia i tożsamości. Sztuka potrafi zostawić w człowieku ślad – subtelny, ale trwały. Uczy patrzenia na świat z innej perspektywy, rozwija wrażliwość, budzi emocje, które często trudno ubrać w słowa – przyznaje przedsiębiorca.
Swoją pokaźną kolekcję buduje z żoną od wielu lat, choć – jak przyznaje – na początku nie było to łatwe. Skłaniał się ku awangardzie i sztuce współczesnej, a jego druga połowa bardziej ku klasycznej. Z czasem jednak ich światy zaczęły się przenikać.
– Dziś mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem: kolekcjonujemy razem – nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Żona jest równie zaangażowana jak ja, ma niesamowitą intuicję i często potrafi dostrzec w dziele coś, czego bym nie zauważył. To ogromna wartość, bo dzięki temu nasza kolekcja jest autentycznie wspólna – to nie tylko zbiór dzieł, lecz także historia naszego spojrzenia na sztukę i świata, który nas porusza – mówi kolekcjoner.
Hobby uczy podejmowania lepszych decyzji
Nie ukrywa, że korzysta ze wsparcia doradców i specjalistów, zwłaszcza gdy chodzi o kwestie techniczne, konserwatorskie czy potwierdzenie autentyczności. Ostateczna decyzja należy jednak do niego – podejmuje ją na podstawie wiedzy i intuicji. Podkreśla, że nie posiada dzieła sztuki, które byłoby dla niego najważniejsze – ma całą grupę prac, które go prawdziwie poruszają. Mowa m.in. o wczesnych obrazach Jana Tarasina, w tym szczególnie o „Deszczu” z 1964 i „Przedmiotach” z 1962 r. Przyznaje, że choć zdarza mu się zdobyć prace znacznie poniżej estymacji, nie brakuje takich, które nabył impulsywnie i… nie żałował.
– Mniej więcej od 2018 r. coraz częściej pozwalałem sobie na zakupy bardziej intuicyjne, kierując się sercem, a nie wyłącznie chłodną kalkulacją. To nie znaczy, że rezygnowałem z analizy – raczej chodziło o to, by nie tłumić emocji w momencie kontaktu z dziełem. Wiele razy widziałem pracę i po prostu wiedziałem: to jest to. Bez wielogodzinnych rozważań, bez konsultacji – po prostu impuls, który prowadził do zakupu. I ani razu tego nie żałowałem – wierzę, że jeśli dzieło budzi emocje i pochodzi od twórcy o ugruntowanej pozycji, to nawet impulsywny zakup może się okazać jedną z najlepszych decyzji – uważa kolekcjoner.
Przyznaje, że dzięki pasjom podejmuje lepsze decyzje biznesowe.
– Pływanie, szachy, kontakt ze sztuką czy nawet tenis – każda z tych aktywności uczy czegoś innego, ale wszystkie razem pomagają mi zachować szerszą perspektywę i wewnętrzną równowagę. Myślę, że dziś – w świecie przesyconym danymi, wykresami, szybkością – właśnie te miękkie, pozornie niebiznesowe elementy mają ogromną wartość. Często decydują o jakości decyzji, bo pozwalają widzieć więcej niż tylko liczby. Dlatego wierzę, że inwestycja w pasje to także inwestycja w kompetencje przywódcze i strategiczne – uważa Liwiusz Krawczyk.